sobota, 28 grudnia 2013

2013.


A we wtorek już pożegnamy się, drogi roku dwa tysiące trzynasty. Nie wiem, jak powiedzieć Ci do widzenia. Nie wiem, jak ubrać w słowa te 365 dni. Czy Ci za nie podziękować, czy Cię nawyzywać. Muszę spojrzeć w lustro i zobaczyć różnicę między 1 stycznia a 31 grudnia. Chociaż tam nie zobaczę tej wewnętrznej papki, która mnie gnębi od pewnego momentu. Znam chyba pewien wniosek. Miało być inaczej. Miałam płakać na zakończeniu gimnazjum. Poczuć się dorosło 1 września. Być bardziej stanowcza.Nie bać się. Niektóre moje zachowania cofnęły się do czasów przedszkola, a powinny były zupełnie odwrotnie. Tak, za to Cię ganię, trzynastko. I częściej mnie coś boli. A przecież nie jestem taka stara. A może ten licealny wiek już tak ma. Nie lubię już siedzieć sama przy górnym świetle. Wprowadza ono bezduszną atmosferę. A więc tylko z lampy stojącej albo tej na biurku. No i się wstydzę, a nie powinnam. Wielu rzeczy nie powinnam w tym roku. Wiem, jak wiele ryzykowałam i o ile mój świat mógłby być inny. Rok ten był rokiem decyzji. Niedokończonych spraw i niespełnionych obietnic. Szczególnie wobec samej siebie. Dalej nie robię zadań domowych, ale bardziej. Nie uczę się, ale bardziej. Budzę się w ostatniej chwili, ale bardziej. I tak właśnie to leciało. Bez Ciebie. I Ciebie. I wielu innych Ciebie. I czasem trochę beze mnie. Tak, zdarzało mi się znikać. I nadal nie wiem wszystkiego. Znów niektórych żołnierzy w tej wojnie poległo, poniosłam straty. Ale myślę, że koniec końców nie jest taki zły. Przytrzymuje mnie przy życiu moje zestresowane serce, zdezorientowany mózg i płuca, którym przyszło w tym roku wziąć wiele wdechów zaskoczenia, przerażenia, w przerwie pomiędzy śmiechem, tych uspokajających, trwających w oczekiwaniu i tych pustych. A jednak przeżyłam. I to chyba jest mój mały, prywatny sukces. Polubiłam sok marchewkowy. I buraki. Miodu nadal nie lubię, ale z grochówką już wyrównałam rachunek. Zdążyłam znienawidzić biologię i ją znów pokochać. I co najważniejsze, zdarza mi się lubić siebie.  Marzeń nie zliczę, ile spełniłam. Zakochałam się w Paryżu tego lata. I chyba nie tylko w Paryżu.

Ten rok był moim przełomem. Pudełkiem wielu doświadczeń, zmian. Nie potrafię przyzwyczajać się do zmian. I teraz siedzieć, jakby wszystko było normalnie, z tą samą mną. Nie ma tu szczęścia, czy nieszczęścia, chodzi o to, czego nie umiem porzucić. Mimo, iż czas mija, leci coraz szybciej, a ja wydostałam się z pozytywki grającej wciąż tą samą melodię. Może odżywam. Może umieram.

Uwielbiam żyć w nawale spontanicznych wybuchów. Ale te tegoroczne muszę zostawić na rzecz nowych. Ale jeszcze trzy dni. Te trzy dni.



czwartek, 26 grudnia 2013

Świątecznie.

Zagubiono śnieg. Znalazce proszę o kontakt.

Chciałabym mieszkać w dużym domu, w świecie, gdzie Mikołaj roznosi prezenty. Słyszeć brzęk dzwoneczków i tupot reniferów lądujących na dachu. Czy magia nie byłaby cudowna? Chociaż w czasie świąt. Zostawiać mleko i ciasteczka dla głodnego prezentodawcy. Ja chcę. Ja chcę. Ja chcę. Chcę żyć w bajce. 

Zasnęłam wczoraj w salonie oglądając Kevina. Obudziłam się w tym samym miejscu o 2 w nocy. To już nie te czasy, kiedy zamykało się oczy w jednym pokoju, a otwierało się je we własnym łóżku. To już nie ta waga. 
 Tak wyglądam, kiedy widzę wieżę. To ona wszystko zniszczyła. Ludzie zabili jej 3 koleżanki ze średniowiecza, to teraz ona zabija ludzi. 

Pogoda popsuła cały klimat świąt. 

No i tyle. Tak to się skończyło. Bez czegokolwiek. Czekam na poświąteczne poprawiny.

piątek, 20 grudnia 2013

Trudno.

Może jednak nie jestem za stara na taką miłość. Taką z kwiatami, prezentami, buziakami. Taką słodką, ale nie przesłodzoną. Taką fajną.

Kocham.

Zamknięto mi świat każąc do niego wejść. Ale nie ma do niego ani klucza, ani tajnego przejścia. Nic. Po prostu powinnam tam być. Postawiono mnie przed (po?) faktem dokonanym. I tak muszę sobie radzić. Broni żadnej, pomocy żadnej. Ale to jest podobno w porządku.

Wiem, że zdarza mi się robić naprawdę paskudne rzeczy. Najczęściej jest to impuls, głupie wytłumaczenie w głowie i leci. Nie zawsze prawda. A ja, jak głupia, znowu tkwię w tym samym punkcie. Bo przecież, nie to miałam na myśli. A potem dziwię się, że nikt mnie nie bierze na poważnie.

Ale nawet jeśli...No nie. Bo nie ma jeśli. Bo tak nie jest. Nie wmawiam dla rozrywki.

Przychodzi taki moment, że kończy się droga. Nie ma rozdroża, tylko ona się kończy. A na końcu nic nie ma. Co wtedy zrobić? Za późno, by zawrócić. Ale za wcześnie, by był koniec. Boję się usiąść, bo coś mnie rozjedzie.W ogóle się boję.

Rozmawiam, zapewniam, proszę, przepraszam, krzyczę, płaczę, śmieję się, żartuję. I nic. Nawet echo nie odpowiada. Puk, puk, jest tam kto? Będzie tam kto? Kiedykolwiek.?




czwartek, 19 grudnia 2013

...

Czasem po prostu zamykam się w sobie. Bo nie pasuję do żadnego elementu świata. Czasem po prostu muszę sobie popłakać, bez względu na to, czy ktoś mnie wyśmieje, czy nie. Bo czasem już tak jest, że nie potrafię się odnaleźć. Czasem? Chyba coraz częściej.

Ale co to, kurwa, obchodzi. Bo co ja, kurwa, mam ciekawego do powiedzenia. Tak, teraz tak się czuję.
I tyle.

sobota, 14 grudnia 2013

Oddychać chcę.

Patrzę w prawo, w lewo, w prawo, w lewo. Oczy mkną od gwiazdy do gwiazdy. Znalazłam się na jednej z tych dróg, których nie potrafię zrozumieć. Sama nie pamiętam, kiedy robiłam coś mojego. Trochę wystaję poza szereg zamkniętego obiegu w jakim zawsze krążyłam. Ale to chyba mi nie zaszkodzi. Wybieram. Znowu. Nie umiem się wyrzec przywiązania. Uśmiech w duszy ni to wyśmiewa, ni to się cieszy. A teraz przyszło mi zastanawiać się, czy odbieram dobrze, to, co odbieram. Bo nigdy nie wiem na pewno. Łapię się na tym bardzo często. Ufam ślepo, bo nic innego mi nie zostaje. Najwyżej. Chyba mi to obojętne. Bywają sytuacje w których nie warto być, ale też nie warto nie być. Dwa różne bieguny, które w teorii powinny się przyciągać, a niestety się odpychają. Nie, nie jestem w stanie pojąć życia. Nie w tym momencie.

Zdarza mi się znikać z mojego świata przez dzień i powracać do niego w nocy. Już sama się gubię, gdzie żyję bardziej. Sny mnie porywają i boję się, że kiedyś nie oddadzą. Te dobre chwile są osłonięte mgłą. Nie pamiętam ich, jak kiedyś pamiętałam. Wspomnienia, jak wino, im starsze, tym lepsze.

Śmieję się i jestem poważna w jednej chwili. Tak, właśnie teraz.

*znajdź murzyna*
Na początku był chaos. A potem przyszła ekipa jednoosobowa z Lubiąża i zdmuchnęła cały Kusz z powierzchni ziemi. A przynajmniej z terenu mojego pokoju. Tak, tak wyglądają porządki. 




W tej piosence przemawia do mnie przedszkolna Ania. Tak, byłam taka. Jestem taka. Jako taka.
"Gdybym mógł milczeniem raz przesłać małą szczęścia część, milczałbym na zawsze, wiesz"

Zdradzam swoje szczęście.

piątek, 13 grudnia 2013

Bo trzynastka.

Chwilowo (?) czuję się wypompowana z czegokolwiek. I nie wiem czy to efekt kończenia się semestru czy pogody. A dzisiaj jest trzynastego. Kto, jak kto, ale ja bym nie mogła tego pominąć. Mroźnego trzynastego. Roku też trzynastego. Jeszcze.

Nie było zwyczajnie. Ciężko powiedzieć, że było. Przeczytałam połowę książki, byłam w Bielsku na konkursie, dostałam przecudowną różyczkę i byłam na lodowisku, a aktualnie padam wykończona z nóg, ale nie chcę jeszcze kończyć tego dnia. Bo jest trzynastym w tym miesiącu. I piątek. 

Mam dobry humor. Będę jutro piec ciasteczka-nie sama. I sprzątać-również nie sama. 


"Przeżywam ten rok na nowo, wskrzeszając przeszłość i robiąc to, czuję zawsze dziwne połączenie smutku i radości. Są chwile, kiedy chciałbym cofnąć wskazówki zegara i wyzbyć się smutku, mam jednak wrażenie, że gdybym to uczynił, ulotniłaby się również cała radość. Przyjmuję więc wspomnienia z całym dobrodziejstwem inwentarza, dając im się porwać, gdy tylko mogę. Zdarza się to częściej, niż jestem skłonny przyznać."

Tak właśnie widzę moje życie. Odchodzę, powracam. Czuję, nie czuję. Wierzę, nie wierzę. Ale nauczyłam się nie żałować. Patrzę za siebie niejednokrotnie i widzę coś wspaniałego. Chociaż tego już dawno nie ma. I nie myślę o tym tak nałogowo i tak intensywnie. Nauczyłam się. Jestem swoim własnym pacjentem. Pierwszym pacjentem przy którym się poddaję. Ale zawsze są jeszcze kolejne szanse. 

Często mam do czegoś powód, który jest tylko we mnie. Nic się nie dzieje bez powodu. Nie w moim przypadku. A mój przypadek jest bardzo dziwny. 

I chyba się popłakałam ze szczęścia.



piątek, 6 grudnia 2013

Tańczę.

Jeśli ktoś ma się wywrócić, potknąć, coś wylać, to zawsze to będę ja. Zasada numer jeden tego podłego świata. Choć czasami piorun przypadkowo nie trafia we mnie. Nie od dzisiaj jestem ofiarą losu. No więc tak, wywracam się wszędzie, nawet na środku parkietu. Taka zgrabność.

Moje nogi nadal tańczą.


Bo ta piosenka jest bardzo miła. Bo te chwile są z nami. I niech nie odchodzą.

"Te chwile są z nami
I nikt nie zabierze ich dopóki my
Będziemy wciąż tacy sami
Z radością odkrywać każdy nowy dzień"

Muszę nauczyć się poruszać jakoś po ludzku. Bo czas tak szybko leci, że zaraz będzie studniówka. Tak. Upragniona studniówka z wymarzonym duperem. Co jeśli będę pokraką?

Miśki są super.

Te uśmiechy na twarzach dzieci i słodkie "dziękuje", kiedy dajesz im czekoladowego mikołaja były dzisiaj najlepszym prezentem. Jeśli ten dzień był zapowiedzią świąt, to już nie mogę się ich doczekać. A najlepsze jest to czekanie, wyobrażanie, nakręcanie się. Późniejsze przeistoczenie w normalność nie daje już takiej radości. Od 2 tygodni słucham świątecznych piosenek, chyba zwariowałam. Tak pozytywnie.

Ten tydzień był najlepszym w tym roku szkolnym. Nie zrobiłam właściwie nic. Ale w sumie wiele.

Rozdawanie uśmiechów: poziom ekspert.
Nalewanie herbaty: pełna profeska.
Tańczenie: nadal marnie.
Omijanie fizyki: zaawansowane.
Zdobywanie mikołajowych czapek: dobrze.
Rzucanie maskotek z lodu na trybuny: nie.

A Cisza dalej szumi w głowie.
Jak to mój tata stwierdził "Cisza? Też bym mógł nagrać taki utwór. Cisza.".


poniedziałek, 2 grudnia 2013

Sen.

Wpadłam w zakupoholizm bez kupowania. Błądzę po najgłębszych zakamarkach stron z gadżetami, o których istnieniu wolałabym nie wiedzieć. Zaczęło się. Świąteczne szaleństwo.

Lubię kupować prezenty. Lubię tą radość. I wiedzieć co chcę kupić. Ale to jest właśnie ten problem.

I takie są moje dni. Szczęśliwe dni.


A teraz idę spać, przed dniem, w którym nic nie ma, znowu.
I jutro też pójdę spać przed dniem, w którym nic nie będzie.
A piątek przeżyjemy. Ale w sumie też nic nie ma.
Odczepili się. Sprawdzianowe pasożyty. W końcu.

wtorek, 26 listopada 2013

Wolne(a).

Życie jest. I chyba w tym największy tkwi problem. Czasami znajduję się poza tym wszystkim. Myślę-"a co jeśli jestem tutaj sama?". Bo tak może być, prawda? Prawda? Powiedzcie, że nie. Czuję się samotna w takich momentach. Czym są zbiegi okoliczności. Czym są przypadki, przeznaczenie. Dlaczego tak często potykamy się o własne skrzydła. Nie wzniosę się do góry, jestem pewna. Nie wzniosę się, jeśli nie będę miała pewności, że ktoś tutaj jest. A nie tylko myśli.

Tak, samotności boję się najbardziej. Chyba, że nawet mnie nie ma.

Z jakiegoś powodu ludzie wierzą romantycznym historiom z filmów, które powinny być podciągane pod kategorię fantasy. A ja chyba wierzę im najbardziej z wszystkich. Szukam czegoś fajnego, ale natykam się na same z cyklu "to już widziałam". Jaki ze mną jest problem?

 A wczoraj wstałam i kolejny raz się zawiodłam. Bo był śnieg. Tak nagle. Przegapiłam pierwszy płatek.

A dzisiaj siedzę w domu i chyba mam dobry humor. Mimo, że taki uparciuch mi tu gdera :D Niecierpliwiec ;p

Gatunek: Stalmachus Annus
Wady? Chcę mieć dalmatyńczyka i nie lubię marchewki. (Suka.)

Sny z każdym dniem coraz bardziej mnie zaskakują. Ale uwielbiam to uczucie ulgi po przebudzeniu. "To nie jest prawda". I wtedy robi się miło.
Choć zaczyna mnie głowa boleć...

niedziela, 24 listopada 2013

Magii.

Codziennie staram się być wyrozumiała. Nie upieram się, że zawsze mi wychodzi. Ale naprawdę próbuję. Bo wiem, ze nie zawsze możemy być odpowiedzialni za to, co robimy. I różnimy się. W wielu sytuacjach ludzie robią zupełnie inaczej, niż ja bym to zrobiła. Ale wtedy myślę "tak już jest". I tak już jest. A teraz codziennie czekam na wyrozumiałość, z naiwną nadzieją, że mi się zwróci. Nie jestem zła. Na pewno nie z wyboru.

Za miesiąc Wigilia. Wprowadzam się w świąteczny nastrój, bo to daje mi pozytywna energię. Szukam odpowiedzi na pytanie, co takiego chcę w tym roku. Czego najbardziej pragnę? Magii. Śniegu. Magii. Uczuć. Magii.

"Wiem, dobrze wiem, potrafię ranić tak jak nikt.
Przykro mi. 
Nie wiem co robić, gdy płaczesz. 
Już nie śmiejesz się jak kiedyś. 
Wszystko jest inaczej.
Kolejny raz, proszę cię, o ostatnią szansę.
"




piątek, 22 listopada 2013

Dla.czego.

Dlaczego jest dwadzieścia minut do nowego dnia, a ja mam ochotę obejrzeć film, który cały przebeczę?
Dlaczego nie mogę zdobyć się na obejrzenie czegoś bardziej ambitnego?
Dlaczego nie potrafię kontrolować tego, co czuję?
Dlaczego dziś płakałam?
Dlaczego nie pójdę spać?
Dlaczego jak płaczę, to wyglądam jak łzawiący burak?
Dlaczego wydaje mi się, że jest gorzej, niż jest w rzeczywistości?
Dlaczego.

Dlaczego nigdy nie potrafię ogarnąć?

Jadę.

Jestem w dupie.

Takimi słowami zaczęłam pisać w poniedziałek. Ale potem był wtorek, no a kolejno potem środa i. Po środzie coś było, prawda? Dzielnie dotrwałam do piątku. Z ciszą. Tak dzielnie, jak dziecko, które powstrzymuje łzy nie dostając zabawki w sklepie. I histerię. Nigdy nie wystawiono mnie na taką próbę. Byłam rozpuszczana, rozpieszczana. Może dlatego teraz nie potrafię sobie poradzić. Moje rozwiązywanie problemów polega na pozorowaniu, że bez problemu sobie z nimi poradzę. Wtedy nie dostaję lalki, którą chcę. Albo dostaję, ale taką bez głowy.

Mleko. Tato kup mi mleko, jak będziesz wracał. Bo jestem głupia.

Kiedyś się obudzę i będzie śnieg. I będę sama. I będzie śnieg. Zastanawiam się, kiedy mnie zaskoczy. Pierwszy śnieg jest zapowiedzią świąt, wobec których co roku mam wielkie oczekiwania. Wielkie, magiczne oczekiwania. A potem norma. Nie umiałabym żyć bez świąt. Bez najsłodszych słodkości od których waga wskazuje error. Bez kupowania prezentów, dostawania prezentów. Bez tego całego szaleństwa. Nie, komercyjność mi nie przeszkadza. Nie przeszkadzają mi ludzie nucący Last Christmas, reklama Coli, Kevin ani kolejki w sklepach. A najbardziej nie przeszkadzają mi pierniczki. Pyszne pierniczki. To idealne święta? Można tak powiedzieć.

To chyba za wcześnie, żeby dać się wciągnąć w świąteczny klimat. Ale w sumie... co mi tam. :D

Może i dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi. Ale to dlatego, że za każdym razem kiedy znów wchodzimy do tej rzeki, jest ona inna (czegoś ten Świat Zofii nauczył). Nie popełniam dwa razy tych samych błędów. Uczę się. Analizuję. NIE POPEŁNIAM.

Racja. Jestem ekstrawertykiem. Ja i moje wrażanie uczuć idą w jednym pakiecie. Wszystko albo nic.

Dziś lubię płakać.



środa, 20 listopada 2013

Lamentacje św. Anny.

Jestem dobra w byciu psem płci żeńskiej.

Coś mi nie idzie wychodzeniem na prostą. Są dwie strony barykady, a ja nie wiem, czy jestem przed, mniej przed, na, czy trochę poza nią. A może jestem w ogóle gdzieś indziej?

A teraz przyszedł czas na wykonanie wyroku na sobie. Chyba, że właśnie to zrobiłam.

Wolałabym dostać w twarz.

Jestem trochę statuą rozpaczy. Robię coś wbrew sobie, dla siebie i wbrew uczuciom, dla uczuć.

Że niby taka niewinna, grzeczna. Że niby taka żałosna.

A słowa lecą, topią się gdzieś na wietrze, a potem upadam. Budzę się w całkiem innej bajce, gdzie nie jest idealnie, nie ma sielanki. Dobra, to chyba jest życie. A to gimbusiarskie porównanie specjalnie dla Stańko.

Kłaki ostatnich dni, którymi się duszę, mówią, że trzynastki są szczęśliwe. Bo są szczęśliwe. Było szczęśliwie. Tylko upadłam.

Nowości są niezrozumiałe.

Potrzebuję sobie wszystko posegregować, posprzątać cały ten bajzel. Nie jestem warta czekania. Bo nie wiem nic na pewno. Wiem jedno. Zależy mi. Nie wiem, czy to powód.

A teraz krytykujcie mnie, wyciągajcie widły, pochodnie, pistolety, bo wiem, że zasłużyłam. No właśnie, to też wiem. A mimo wszystko nie potrafię ukrywać swojego bólu.

PS: "św." to skrót od "świnia"

niedziela, 17 listopada 2013

Error 404.

Zgubiłam po drodze moralność. W razie znalezienia, proszę o kontakt. Trochę już zszargana.

 Yesterday's a dream 

I face the morning 
Crying on a breeze 
The pain is calling 

Chciałabym uderzyć w jeden, wielki worek treningowy, położyć się na podłodze i rozpłakać bez powodu. Czuję tę suszę.

Nie pamiętamy swojego pierwszego wziętego oddechu, pierwszego kroku, pierwszego słowa. A ważna jest pierwsza miłość, pocałunek, chłopak. Pierwszy dzień w szkole, pierwszy przyjaciel. Pierwszy samochód, dom. Lubimy "pierwsze razy". Porównujemy z nimi kolejne, czujemy się doświadczeni. Odkrywamy coś i siebie. Dostrzegamy tajemnice. Płoniemy w poznaniu, a potem czas zamienia to w rutynę. I tak za pierwszym następny, za następnym kolejny i nie znamy umiaru. Podczas gdy pierwszy raz jest jeden, to ostatnich może być tysiące. I powracamy. Sentymentalny syf.



Zdarza się, że udaję mądralę. A gdzieś w głębi chciałabym być dla kogoś ósmym cudem świata. No ale bez przesady. Nie czuję się nawet w jednej tysięcznej idealna.

Tracę przytomność myśli.

Aktualnie wybrakowana. Ale jeszcze się trzymam.

piątek, 8 listopada 2013

Kurtyna w dół.

W sumie nic nie powinnam tutaj napisać. Bo to nic. Potem nic. Nic.

Przestraszona. Przerażona. Zdekoncentrowana. Skonsternowana. Rozproszona. Zamyślona.

I właściwie to nie wiem co mam o tym dniu myśleć. O tym życiu. O tym. Bardzo się boję.

Wrażliwość to pierwszy stopień do pożegnania się z medycyną.

Nie chcę być lekarzem. Na pewno nie dzisiaj.

Bo kto by pomyślał... Spektakl się skończył.

środa, 6 listopada 2013

Miss.

Miss - opuścić, przeoczyć lub tęsknić. Chciałabym tak usunąć to słowo z mojego słownika. Niestety, ja missed/miss wiele rzeczy. W różnych znaczeniach. Ale tęsknię najczęściej. Nawet za rzeczami, których nie żałuję, że straciłam. Albo za rzeczami, których nie straciłam i prawdopodobnie nie stracę.

A więc tęsknię.

Za ogniskami klasowymi na nielegalu, nieumiejętnym rozpalaniu ogniska, znalezieniu nagrobka "T.K.".
Tamtymi wakacjami ze Stańko. Stopami, szafami, pięściami, poduszkami, Dear Johnem, pffyy, nosami, lodołamaczami, siedzeniem w bajce godzinami.

Za Paulą, bardzo, bardzo. Kiedy chodziłyśmy w pizdu i brechtałyśmy z wszystkiego. "Ej, nie umiem robić zdjęć" "Ej, nie umiem pozować". Za pełnym plecakiem słodyczy podczas podróży rowerowej. I to słynne motto "Nigdy nie słuchaj Pauli L."

Oj, za Miesiem. Bo nadal go lubię i brakuje mi, jak dzwonił o 3. Jest najfajniejszym braciszkiem nie-braciszkiem. Zmienił się, wiadomo. Ale mimo tego, że tą rodzinę się wybiera, to to fajna rodzina. I nie jestem Puszkiem ani Kuleczką. xd

Za wygłupami w gimbazie, kiedy jeszcze wolno nam było zachowywać się jak debile.
Gimbusy. Z Wami było ciekaaaawie, oj ciekawie.

Za Tobą to chyba najbardziej, bo rozwala mnie ta odległość. Uwielbiam wakacje, kiedy jesteś w Cieszynie i robimy rzeczy co najmniej dziwne. I jest dziwnie. I zawsze dostajemy głupawkę, szukamy drzwi, robimy siarę na całą ulicę. Ale Ty możesz. Wszystko możesz, wszystko wiesz.

Haha. I za nią czasami też się zdarza. Chociaż rzadko. To zabawne. Śmietana jednak się psuje. 
I mnie nie lubi. Szkoda?

Havana. Za Kaśką sprzed 10 lat, jak skakałyśmy po łóżkach, bawiłyśmy się lalkami bez głów i śpiewałyśmy piosenki Hannah Montana. Jedyna rodzina w moim wieku. To się ceni. Śmierć, kostnica, wypadek. Haha!

W ogóle za nimi. Od początku było mega. I te otrzęsiny i konkursy i wycieczki i wszystko.

I rowery. Tak, za rowerami. I minami Ady. 

Za sankami. Kiedy można się poczuć jak dziecko. Małe, przemoknięte, zmarznięte, marzące o gorącej czekoladzie i ciepłej kołdrze dziecko. Ale szczęśliwe.

Za oglądaniem... czegokolwiek, co nie jest Paranormal Activity. Za Harrym <3. I tak Ron jest rudy. 
A brzuszki po każdej części nic nie dały. 

I wtedy był fajny dzień. Wiało, ale było ślicznie. Cały ten wyjazd miał swój urok. Norwegia i te sprawy. Tęsknię za wszystkimi wyjazdami. Tam, do Londynu, do Niemiec, do Paryża. Wszędzie. Byleby daleko.

Nawet to się skończyło, po tych, łoł, kilku porządnych latach razem. I było super, odwalało nam. Luceniec i Zielona Szkoła. Taaak. Tęsknię.

Za ogarkę z Julkę.

Za tym towarzystwem, codziennie praktycznie. Za epic failami. Dobra, moimi zazwyczaj, nieważne.

Jeden z milszych dni, okresów. Sentymentalnie bardzo. Za tym, że tego nie ma.

No i za tym, co niedawno. 

Nadal czuję się jak malutkie dziecko. I co śmieszne, już tęsknię za teraźniejszością. Bo ma swój urok.

Czasem wolałabym mieć 3 lata, mieć wszystko w nosie (nawet koralik) i ścigać się z tatą po schodach na górę. Wszystko dookoła było takie duuuże, a problemy taaakie małe. 




wtorek, 5 listopada 2013

Rano, rannie, porannie.

Obudziłam się w stercie niedokończonych notatek, z rozwalającym się kokiem i niezrozumieniem w myślach. I co dalej? Wzrok błądzi w poszukiwaniu resztek rzeczywistości. Jest. Nawet nie najgorsza. Ale chyba jednak niezrozumiała.

Muszę się nauczyć, że poczucie zrozumienia łapie mnie ze stażem nieprzekraczającym jednego dnia. Trudno. Trzeba się przyzwyczaić, jak do setek innych rzeczy, które serwuje mi świat. Bez możliwości odmowy, co ciekawe.

Noce są ciężkie, bo znajduję sobie coraz nowsze obiekty strachu. Może powinnam to traktować, jako umiejętną ucieczkę od innych myśli i efekt samoobrony przed depresją?

Bylebym nie zwariowała do końca. Tak trochę do końca mogę.

Uśmiech wstępuje na twarz  z zawahaniem, jakby pytał o pozwolenie. Stary, korzystaj, póki możesz.

Wszystkie osobniki walczą o przetrwanie. Walczę i ja!

Podobno wspominanie starych czasów jest objawem starzenia się. Przyłapuję się ostatnio na tym często. Mam 16 lat, co jest nie tak?

I dlaczego boję się śmierci? Mam 16 lat.

Wspominam, bo tęsknię. Do bycia młodszym młodziakiem.

W końcu i tak wyląduję w zoo.

Nawet.

Wiem, że im szybciej zacznę się uczyć tej przeklętej historii, tym szybciej skończę. Ale to był naprawdę fajny dzień i nie mam sumienia sobie go psuć. Tak, bardzo fajny. Nawet fajny. Idealny.

Lalalalalalalalala. Śpiewało się miło, wszystko się miło.

Słowo NAWET nigdy już nie będzie takie samo.


Wydaje mi się, że zaczynam rozumieć samą siebie. Może to złudzenie, ale jednak. Powoli mi się rozjaśnia te ostatnie parę lat. 

Niby deszcz. Niby zimno. Niby jesień. I powinnam umierać z rozpaczy. Ale żadna część mnie nie umiera nawet w najmniejszym stopniu. Wszystkie chcą skakać do nieba i łapać czarne chmury, by wpuścić trochę słońca. Ale i bez tego się obędzie.

Niby szare. Niby poplątane. Niby niejasne. I na pozór jest beznadziejnie. Ale coraz to więcej rzeczy na siłę wpycha mi szczęście w łapy i każe mi korzystać. Nie wiem, czy to dobrze. Może na coś się zanosi?

Coś mnie nauczyło doszukiwania się podstępu w każdym braku-podstępu.

Jest łóżko, są poduszki, jest kołdra. Ciepło, przytulnie, miło. Ale nawet już nie tak wygodnie.

I tak, to "nawet" to był komplement. Wyjątkowy komplement.


niedziela, 3 listopada 2013

Noc.

Jestem zbyt zmęczona na strach.


"Umieram i mówię ci, że musisz jeść więcej bekonu. Musisz jeść bekon."

Wypijmy za wolność wyboru.

Czasem trzeba przeżyć.


Szkoda, że trudne sprawy nie mogą wyglądać tak. Czasem głupi wybór między "tak" i "nie" jest najdłuższym poszukiwaniem odpowiedzi, o której nie zadecyduje impuls. A na pewno nie powinien. Problemem nie zawsze jest odpowiedź, ale pytanie. I to ono odwraca życie do góry nogami. Szturcha natrętnie "gadaj, gadaj!". Kiedy ja nie chcę odpowiadać. Chcę ominąć jakiekolwiek dylematy i wrócić do życia. Bo właśnie tego mi trzeba, przeżyć.

A kiedy odpowiem pytaniem na pytanie? To co się stanie?

Jeszcze jak na złość nie mogę sobie znaleźć nigdzie miejsca. Wydaje mi się, jakby miały zaraz nadejść święta. A jeszcze długo sobie na nie poczekam. Może coś jest ze mną nie tak, ale czuję magię pośród całej tej komercji. Czuję potężną magię. Jestem naiwna.

Nadszedł taki moment w którym zamiast iść naprzód wolałabym utknąć w teraźniejszości. I sobie poszedł. Jestem zakłopotana, niezdecydowana, roztrzęsiona i potrzebuję nie wiem czego. Kakałko. To jest to.

Choć czy jestem niezdecydowana. Może ja po prostu chcę tego, co zawsze. Tylko w innej odmianie.


Nie oszukujmy się, jestem romantyczką. Potworem, ale romantyczką. Może i zatracam jakieśtam zasady moralności, czy coś w tym guście, ale nadal swojego nieuleczalnego romantyzmu bronić będę. Do ostatniej kropli krwi.

A teraz chciałabym znaleźć się w Paryżu. I zacząć wszystko od początku. Jeśli pozwolicie.



piątek, 1 listopada 2013

Chcieć.

Chcieć to nie zawsze znaczy móc. Bo marzenia by nie miały sensu.

Marzenia są kluczem do szczęścia, którego czasem nie da się otworzyć, co nie stoi nam na przeszkodzie, by marzyć. Marzyć warto. Marzyć dużo. O tych małych i o tych dużych rzeczach. O wiarygodnych i niemożliwych. Bo z marzeniami żyje się łatwiej. Marzenia tworzyć. Marzenia spełniać. Marząc stajemy się bogatsi. I szczęśliwsi.

Marzenia zagubione. Marzenia znalezione.

Kto tak naprawdę tego nie lubi?

30. Dostać bukiet kwiatów.
42. Iść z kimś na studniówkę.
65. Usłyszeć "kocham cię".

i tak dalej, i tak dalej.


Takie pozytywne.

Racja, stęskniłam się za poprzednią klasą. Całkowicie inni ludzie, inny klimat. Obecną uwielbiam i już teraz wiem, że tak samo będę za nimi tęskniła za 3 lata. Ciężko jest się żegnać. A ostatni dzień gimnazjum był całkowicie nie-pożegnalny. Wszyscy się rozeszli, poszli w różne strony. Żadnego płaczu, żadnego rozczulania. Hasta la vista, bejbe.


Secrets.

Jak wiele ludzie mają tajemnic? Znaczących tajemnic, które mogłyby zrujnować im życie wychodząc na światło dzienne. Jak bardzo trzeba ufać, żeby komuś powiedzieć? I jak trzeba być silnym, żeby z tym wszystkim samemu żyć? Chyba każdy się czegoś boi.

Dobrze mieć przyjaciół. Zabłysnęłam spostrzegawczością.


Boję się, że życie przeminie, jak te 16 lat. Że to do mnie będą przychodzić na grób i modlić się. Do moich zgniłych zwłok. Ohyda. 




Wiesz, że lubię mówić z Tobą, Romeo? : D


środa, 30 października 2013

Duchy.

Dlaczego tak bardzo kościołowi przeszkadza Halloween? Można się przyczepić pod względem zżynania wszystkiego z zachodu zamiast wymyślania własnych tradycji i pielęgnowania ich, ale to sprawa narodowa, do tego, że jest to głównie powodem zdzierania kasy z ludzi, też prawda. Ale co komu to robi? I tak w Polsce nie praktykuje się tego jakoś szczególnie. Są imprezy w charakterze Halloween, są bale, przebieranki dla dzieci i wycinanie z dyni buziek, a to wszystko ma tylko dać frajdę przed dniem zadumy, który nie został przez to wszystko utracony. Jak sama Pani katechetka stwierdziła, Polacy lubią się bawić, śmiać, dodawać do wszystkiego humor, a że twierdzi, że równie dobrze mogliby to robić 31 października przebierając się za wybitne zmarłe postacie, to jej koncepcja. A ktoś wymyślił przebieranie się za duchy, kościotrupy, wampiry i tym podobne. I to jest inna koncepcja, która weszła w życie. Co to komu szkodzi?

Osobiście nie jestem za chodzeniem po domach i sępieniem cukierków. Nie w Polsce. Won z tym do Ameryki, bo za dużo już u nas się od nich wzięło. Ale czy to ogranicza moją wiarę? Czy jakoś na nią naskakuje? Czy wszystko co robię, jest jednoznaczne z tym, w co wierzę?

"Taki artykuł był. Ojciec dumny z 6letniego synka, bo nauczył się czytać, składa literki, rozumie ich sens i czyta Harrego Pottera. Tata obiecał mu, że za rok pojadą do Londynu, żeby zobaczyć dworzec Kings Cross. Dlaczego tak łatwo jest dzieciom pozwolić uwierzyć w magię, a tak trudno nauczyć ich wierzyć w Boga?" . Może dlatego, droga Pani katechetko, że to małe dzieci, u których kształtuje się wyobraźnia. Uczy się ich wierzyć w Boga także, ale jest to związane z mnóstwem obowiązków, których dzieci nie lubią. Ogranicza ich to. Ale to, że czyta Harrego Pottera nie oznacza, że będzie w to wierzył. W tą książkę się nie wierzy, z tą książką się marzy. Ona otwiera umysł małego stworzonka do olbrzymich granic możliwości. To jest piękne. To jest grzeszne. Powinni również zabronić wierzyć dzieciom w Świętego Mikołaja, czytać Czerwonego Kapturka, bo to wszystko nieprawdziwe historie. Harry Potter to bajka, jak każda inna. A czytając go nie znaczy, że wierzymy we wszystko, co jest tam napisane.

Zdenerwowało mnie to. Nikt nie lubi ograniczeń. Wierzę w Boga. I to jest też wiara w magię, cuda. Dla mnie najważniejsze jest to, w co wierzę. I że nie wierzę w inne bzdury, jak to całe Halloween. Ale pewnie idąc na lodowisko z tejże okazji będę znów o jeden grzech bliżej piekła. O grzech ciężki.

A pojutrze stanę nad grobami osób mi bliskich. Niektórych nie znam. I wtedy to nie będzie miało znaczenia, jakie mam grzechy. Stanę nad grobem babci i jak co roku powiem "Cześć babciu. Jak się masz? U mnie wszystko w porządku. Tęsknię za Tobą. Mam nadzieję, że masz się tam dobrze". Boję się cmentarzy, ale lubię ten pierwszolistopadowy klimat. Szare niebo, błoto, setki ludzi przeciskające się między płytami nagrobkowymi. I do cioci. Jak co roku.



Jutro zakupy *.* I Liderzy *.* I lodo *.*

sobota, 26 października 2013

Zapachy.

Dlaczego lubię dzisiejszy dzień? Bo było fajnie. Uwielbiam tych ludzi, tą atmosferę, te pomysły, te dni. 

I to lodowisko ^^. 

Dzisiaj śpimy godzinę dłużej. Co by było, gdyby zmiana czasu byłaby na fizyce! O.o

Uwielbiam, jak zapachy przypominają mi momenty mojego życia. Zazwyczaj te dobre. Czuję wtedy, jak naprawdę jestem szczęśliwa. I jeśli to jest dopiero początek, to już nie mogę się doczekać, co będzie dalej!

W ogóle lubię czuć. Wąchać. Pachnieć. Benzyna, skoszona trawa, deszcz, męskie perfumy, pomarańcza, cynamon, herbata, kawa, bez. To jest to. 


piątek, 25 października 2013

Friday.

No. I piątek. Wiem, że powinnam już myśleć o prezentacji na informatykę, sprawdzianie z fizyki, wypracowaniu i poprawie z historii. Ale zamiast tego siedzę i zastanawiam się, kiedy będę miała czas, żeby to wszystko ogarnąć.

Zapowiada się fajny weekend ^^.

Leniwe popołudnie. Miłe popołudnie.

Wiem, że czasami mówię jedno, robię drugie. Sama sobie nie ufam. I sama sobie nie wierzę. Czasami wydaje mi się, że jestem dwoma osobami, czując dwie rzeczy naraz.


Lubię robić z siebie debila. Lubię być sobą.

czwartek, 24 października 2013

Najgorszy.

W snach często mam lęk wysokości. Czy w rzeczywistości też tak jest? Jest w wspomnienie z dzieciństwa. Wchodzę na balkon i czuję, że się przechyla i prawie spadam. I tak by nikt nie dał mi spaść. Teraz też nie.

Czasami myli mi się sen ze światem realnym. Choć w śnie czuję mocniej, boję się bardziej. Czuję się tam taka bezbronna wobec moich decyzji. Które nie są do końca moje. 

Kontrolowanie snów jest trochę fajne. Tylko to jest jak prezent urodzinowy, o którym wiedzieliśmy. Brak niespodzianki. 

Dziś jest (najlepszy) najgorszy dzień. Ever. Poziom adrenaliny osiągnął u mnie apogeum. A potem było już tylko miło.

Mrau.
To jest biol-chem.
Tego nie zrozumiesz.

wtorek, 22 października 2013

Wnętrze.

"Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, ale niestety się nie udało", "nowotwór ma już swoje przerzuty na innych narządach" "zostały panu 2 miesiące życia". Takie zdania to dla lekarzy codzienność. Nie wyobrażam sobie przyzwyczajenia się do bycia katem. Mimo iż nie ścinają głów, ani nie wstrzykują trucizny, to oznajmiają wyrok, który jest początkiem końca. Albo dokładnie końcem. "Kobieta chirurg, to ani chirurg ani kobieta". To chyba mój ulubiony cytat z "Chirurgów". Jest w tym trochę racji, bo choć empatia do ludzi jest potrzebna w tym zawodzie, to kobiety kategorycznie stawiają całe swoje życie na podłożu emocjonalnym, a przy słabym charakterze i zbytniej uczuciowości jedyne jakim lekarzem pozostaje się stać, to psychiatrą i samemu się leczyć. Przeraża mnie fakt, że po (przypuśćmy) zdaniu matury na wysokim poziomie, dostaniu się na medycynę, zakuwaniu rzeczy, o których nigdy mi się nawet nie śniło, latach specjalizacji, w końcu zostaję tym lekarzem i koniec końców jest taki, że ląduję w Rybniku, a co gorsza Lubiążu na wydziale psychiatrycznym jako pacjent. Boję się zostać z brakiem pomysłu, co dalej.

Od dłuższego czasu mam ochotę wiedzieć wszystko. Tym sposobem nie wiem nic. Bardzo często dopada mnie mania myślenia "muszę być w czymś najlepsza". A następnie jest pytanie: w czym? Zastanawiam się, czy mam w sobie na tyle oddania, żeby poświęcić się jednej rzeczy. Czy jest coś w stanie tak mnie zainteresować, żeby tylko w to się wgłębiać? I wtedy sobie odpowiadam. Było coś takiego. Biologia.

Ten okres wahania być-albo-nie-być-lekarzem jest chyba najlepszym momentem, by zacząć dowiadywać się o chorobach, operacjach, szczegółowych zagadnieniach z dziedzin anatomii. Albo się wkręcę, albo wykręcę. Choć póki nie zobaczę, to nie uwierzę, że jednak nie jestem humanistką.

Błąkam się ostatnio i błąkam. Niby jest normalnie, ale mam wrażenie, że czegoś istotnego mi brakuje. Czegoś.

Mijam często na ulicy ludzi, z którymi wiążę jakieś wspomnienia. A teraz pozostaje zwykłe "cześć", jako oznaka tego, że się jeszcze pamiętamy. To nie to, że się przestaliśmy lubić. To raczej ironia życia, które nie pozwala nam pozostawać na dłużej z tymi samymi ludźmi. A przynajmniej nie za każdym razem.





I jak tu nie być dumnym z najukochańszego chrześniaka na świecie. Ale to pierwsze pytanie po urodzeniu: "Czy aby nie jest rudy?". I nie jest. Już 10,5 miesiąca. Najsłodszy słodziak nad słodziakami.


niedziela, 20 października 2013

Luna.

Obudził mnie księżyc. Zmusił do myślenia. Zabronił patrzeć na zegarek. Trochę przestraszył. I znów zamknął mi powieki. Nocne szarady.

Zastanawiam się, co robię czekając na czwartek. I dlaczego tak bardzo się nakręciłam na nicość.

Czasem wydaje mi się, że mam więcej, niż na to zasługuję. A i tak pozostaję nieraz nieszczęśliwa. Nie wiem, czy potrafię docenić to, co mam, póki to mam.

Lubię te weekendy, podczas których nie zamykam się w presji. Nie robię nic do szkoły, a spędzam czas z ludźmi. Ludzi mi potrzeba. Chociaż samotnością czasem też nie gardzę.

Muszę schudnąć. Motywacja. Bardzo potrzebuję schudnąć. Dla siebie. Bo czuję się źle. Coraz częściej. Coraz bardziej.

"I pray for love. Every day and every night"

Miłość. Kiedyś. Na pewno. 


środa, 16 października 2013

Deszcz.

Jesień zawsze wydawała mi się taka nijaka. Deszcz, smutek, depresja. Ostatnio zaczęłam doceniać to, że w te wieczory mogę bez wyrzutów sumienia owinąć się w koc i odciąć od całego świata. Pić herbatę i patrzeć za okno. Taki mały odizolowany świat. Coś pięknego.

Dzisiaj chyba najbardziej mi się podobało na Liderach. Szkoda tylko, że faktycznie nie zawsze da się dojść do porozumienia z kimś. I zrozumieć.

Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia czy to czytasz, czy nie, ale nie wiem już, co mam robić, jak mam dotrzeć do ciebie i o co w tym wszystkim chodzi. Zaraz się poddam i wszystko oleję. Bo sama starać się o nic nie zamierzam. Nie jestem jedynym mułem ciągnącym ten powóz. Trochę współpracy.

Nie znoszę obojętności. Doprowadza mnie do autodestrukcji.

Mi zależy.







poniedziałek, 14 października 2013

Noteczka z sosem dla pani S.

Ciekawie Cię spotkać tak zupełnie przypadkowo. Miło.

Kto by powiedział, że potrafimy grupowo strzelać w odpowiedzi! "To weź szybko to zaznacz! Byle co, no, bo już zbierają!". Z każdym dniem coraz bardziej Was kocham, dzióbki. Tak, dzióbki.

Piję sobie herbatkę z cytrynką (tiamina mnie zabije w końcu) w kubku z napisem "Have a break". Słucham kubka. Nie może być inaczej, mimo iż nauki biologii jeszcze nie zaczęłam. Ni fizyki.

Jutro pierwsza lekcja z p. Kusz. "Przeepaaaniii, a Kuba może dzisiaj ze mną się przejść po szkole? Proooszę". To będzie dzikie i dziwne. Ale bardzo komiczne.

Często się uśmiecham. Nie, nie uśmiecham. Zacieszam mordę. Tak zupełnie... bez powodu.

Nie, żeby się zakochała... w tej piosence <3

"I'll be your clown
Behind the glass
Go 'head and laugh 'cause it's funny
I would too if I saw me "





niedziela, 13 października 2013

Bang.

Książka z biologii leży obok. Gardzę nią. Ona chyba mną też. Trochę mi nadal wstyd. Równie dobrze mogłabym nie przejść tego etapu, gdzie zapomnieli zaliczyć 5 pkt. Równie dobrze mogłam się nie odwoływać i zostać z cienkim wynikiem na koniec gimnazjum. Nie, nie mogłabym. Nie zniosłabym tego. Czymże jest jedna dwójka? Jak długo można się nad nią rozwodzić? Byle nie 3 lata.

Troszkę sobie świruję. Nie wiem czemu. Ale mam dobry humor! No dobra, wiem, czemu.

Lalalalalalalalalala.


Najkochańszy diabeł na świecie. Takie niewinne stworzonko. Prawie, jak ja.

IT'S A GOOD DAY . <3

sobota, 12 października 2013

Radość.

Czasami fajnie oderwać się z kimś od rutyny.

Lodolodolodolodo.

I tak się wywaliłeś. I tak specjalnie. I tak fajnie. :D

Zawiodłam się, bo myślałam, że będę mogła się pośmiać z Twojego braku umiejętności jeżdżenia na łyżwach, a tymczasem okazało się, że ktoś tu ma skryty talent. A pfe. Niesprawiedliwe.

Te 2 godziny były super. Super super, nawet.

A więc jestem miłą zołzą.







piątek, 4 października 2013

Piątek.

I w końcu przyszedł piątek. Wolność.

Humor trochę się poprawił, ale to chyba dlatego, że nie potrafię przy takich ludziach chodzić przygarbiona i smutna. Doceniam to.

Chyba przepiszę się na logistyka do Londzina. Rety. Zbiegi okoliczności chodzą stadami.

Jak widok takiej przecudnej sarenki może nie rozczulać? W sumie. Mnie wszystko rozczula.

Ojejciu, jakie kochane dziecko.
Ojejejciu, jaki słodki piesek!
Ojeeej, jaka urocza kózka.
Tak. To ja. A to jest Bambi.

Bambi patrzy się na mnie z pogardą. Nie dziwię się. "Czo ty ogarniasz?".

Ale już dzisiaj jest weekend. I spokojnie mogę nie ogarniać calymi dniami. Dwoma dniami. Tylko.









wtorek, 1 października 2013

Niewiedza.

Tak. Powinnam coś robić. Powinnam była zostać dzisiaj w domu i uniknąć tych niefortunnych sytuacji. Siedzieć i się zamęczać innymi rzeczami.

To kolejny raz, kiedy nie wiem rzeczy, które wiem. Helikaza, originy, polimeraza, primery, telomery, wiązania wodorowe, fosfodiestrowe, fragmenty Okazaki, pirymidyny, puryny, elongacja, endonukleazy.
Tak, to jest dopuszczająca wiedza.
-Ja ci nie mogę dać więcej niż 2.
-Dobrze...
-Nie, to nie jest dobrze. Dobrze by było, gdybym wpisywała tu 4. TO jest dopuszczająco.
I to uczucie powstrzymywanych łez, które za wszelką cenę chcą obmyć mi policzki. A raczej próby ich powstrzymywania.

Idziesz na tą część "biol" profilu medycznego i okazuje się, że jednak jesteś tu tylko dlatego, że po humanie wylądowałabyś w McDonaldzie. Trzeba było iść na logistyka do tych ciach w mundurach. "Za mundurem panny sznurem." Coś w tym takiego jest ^^

Wstając rano nie wiem czy mam dla czego wstawać. Zanim zwlokę pogniecione zwłoki z łóżka zdążę jeszcze tysiąc razy przeanalizować "za" i "przeciw" co do pójścia do szkoły. Potrzebuję powodu. Choćby najmniejszego. Ale ważnego.

Wracam do punktu wyjścia sprzed paru miesięcy. Moje niezdecydowanie kiedyś doprowadzi mnie to szału.


Wpisz w yt "Bad day", bo masz zły dzień i znajdź piosenkę, którą lubisz, ale nie wiedziałaś, że taki ma tytuł.
Bezcenne.

"Cause you had a bad day 
You're taking one down 
You sing a sad song just to turn it around 
You say you don't know 
You tell me don't lie
 You work at a smile and you go for a ride
 You had a bad day 
The camera don't lie 
You're coming back down and you really don't mind "

Niby bym sobie powyrywala dupery, ale najbardziej to potrzebuje jednego, jedynego, kochanego. Mojego. Pytanie: kogo? :< Brakuje mi poczucia bezpieczeństwa, ciepła, miłości. Czułości... To chyba jedyne marzenie, które ma wiekszy sens. Kochać. I być kochana...


niedziela, 29 września 2013

Nie.

Dodaję ten wpis, żeby udowodnić przed samą sobą, że jednak jeszcze żyję.

Juhu! Najlepszego chłopaki! Oni jeszcze nie wiedzą co ich czeka... Mraśne boksereczki :D hehe.

Co ja mam robić tak z rana? Wszystkie rutynowe czynności prawidłowo sfinalizowane. W 20 min. się uwinęłam.

Pusto. Cicho. Głucho.
Nie. Już nie.

Pf.


Tu ponoć wyglądam, jakbym miała zaraz zacząć narzekać. Nic dziwnego. Chociaż... czy jest na co? Chyba tylko na własną głupotę. Po co dodaję tu tyle tych postów? Co ze mną nie tak? 

Oddalam się od nauki. Od ludzi. Od samej siebie. Wyciągnęłam zestaw do nauki hiszpańskiego nie wiem na co licząc. Że zacznę się uczyć?  ?como? 

Słucham całej płyty Damien Rice, które z każdą piosenką mi się bardziej podoba. To takie smętne i piękne.



I piszę o swoim marnym żywocie. I tak nie ma tego kto czytać. I bardzo dobrze. Piszę dla siebie. Choć i tak mi to nie pomaga. 

Tak.

Tak. ~ Barabara Zajdel.

Nigdy nie zrozumiem sensu tego cytatu.

Cały dzień chodzę taka nijaka. Byleby się nie dać zwariować. I przeżyć. Ale najchętniej to bym schowała się pod kołdrą i udawała, że nie istnieję. Mam problemy z koncentracją. I ze sobą.

I jutro niby mam iść do szkoły? A to dobre. Haha.


No air.


Nie wiem, czy jestem gotowa, żeby zacząć kolejny rozdział. Czuję się taka obojętna.

piątek, 27 września 2013

Scared.

Czasami boję się, że coś nagle we mnie przeskoczy i popełnię samobójstwo. Mimo, iż normalnie nigdy bym nawet nie pomyślała o tym. Boję się, że popadnę w jakiś nałóg, stanę się alkoholiczką, palaczką. Że zacznę nienawidzić rzeczy, które kocham. Albo zapominać najważniejsze chwile w moim życiu. Że będę chciała zrobić coś naprawdę głupiego, bo w momencie uznam, że to wcale nie jest tak złe. Boję się stać się nieświadoma.

Boję się raka, wojny i schizofrenii. Tych trzech rzeczy chyba najbardziej. A, i Alzheimera.

Boję się, że wszystko nagle diametralnie się zmieni. Że zawali się cały mój powiedzmy-że-poukładany świat.

I boję się wybierać. Szczególnie, jeśli każdej z opcji mogę potem żałować.


czwartek, 26 września 2013

Hehe.

Zacznę od tego, że faktycznie się zmieniłam od pierwszej klasy gimnazjum. Ale wcale nie twierdzę, że wyszłam na tym źle. Trochę dojrzałam i patrzę na niektóre rzeczy z dystansem. I choć nadal emocje mną targają, to trochę spoważniałam, daję słowo. Może trochę bardziej niż trochę. A może nie za bardzo.

Ale niektórzy stoją w miejscu. I kiedy człowiek myśli, że choć trochę dojrzeli, to to nadal te same dzieciaki co trzy lata temu. Niektórzy tak samo zawistni, mściwi. I nie stać ich na powiedzenie zwykłego "cześć". Nie mam nic do takich osób. Bawi mnie ich ignorancja.

A co ja mam powiedzieć? Siedzę i nie robię nic ze swoim malutkim światem. Godzę się z teraźniejszością, choć staje się coraz bardziej obca. Czy ja jestem dojrzała? Czy potrafię spojrzeć sobie w oczy i to przyznać bez tego głupkowatego chichotania? Hihi.

Może moje problemy są głupie. Są.

Co mam zjeść na kolację...? Tak, to moje problemy.

wtorek, 24 września 2013

Indyjska bajka

Kocham ich wszystkich. Bałam się, że nigdy nie będę mogła tak powiedzieć. Ale jestem cholernie z nich dumna. Może jednak ta determinacja dziewczyn nie jest taka zła? ^^ Przynajmniej łatwiej wszystko zorganizować, bo zaangażowanie jest inne. Po tych wszystkich przedwczorajszych postach na grupie, komentarzach, po wczorajszych 6 km wspólnych, śpiewaniu, tańczeniu, skakaniu, bawieniu się, właściwie nie ma znaczenia, że przegraliśmy o te 2 punkty. Pewnie, że jest niedosyt. Ale wygraliśmy dobrymi humorami i wspaniałą zabawą, która stworzyła między nami nierozerwalną więź. Reeeety, ale było fajnie  

 Tak więc od dzisiaj znów wracamy do normalności. Już nie będzie skakania przez skakankę, nieumiejętnego śpiewania o lodowisku ani grania nauczycielki flirtującej z uczniem. Będzie fizyka, biologia, chemia i takie tam. Miło jest czuć tą spójność w grupie. Ale nim pożegnamy ten wspaniały Rajd, jeszcze raz:




Beta beta tak to właśnie my, 

Chemiczna krew, biologii zew, niech spełnią nasze sny
Beta!

Chemia, biola
Czas się zacząć bać,
Po nocach strach, koszmary w snach, maturę trzeba zdać!
Beta!

Nauczyciele już zaciskają pasy,
Ręka na pulsie, nauka od pierwszej klasy

Beta! 
Jesteś powodem żeby żyć,
Beta!
By uczyć się, medycznie śnić,
Beta!
Tyś przeznaczeniem mym, kolbkoooo o o o oo
Nikt nigdy nie zatrzyma nas,
Bo to biol-chemu nadszedł czas,
Więc chodź i nie bój się, o nieeeee

Metan, etan, propan,butan, potem chyba pentan,
Heksan, heptan, oktan, no a dalej nie pamiętam,
Chemio, biolo, chodź na solo, wiedzę chłonąć chcemy,
Sacharydom, bialkom, tłuszczom, się nie poddajemy!

Dziewczyn sporo, chłopców tylko trzech,
Zasady mamy, kwasy znamy i wpadamy w śmiech.
Często!

A więc, Osuch, nowa era trwa,
Bo beta wkracza, czas wyznacza , p. Korbut już znas zna

Choć się nie znamy, to samo w głowie mamy.
I już od września szum robić zaczynamy/

Beta! 
Jesteś powodem żeby żyć,
Beta!
By uczyć się, medycznie śnić,
Beta!
Tyś przeznaczeniem mym, kolbkoooo o o o oo
Nikt nigdy nie zatrzyma nas,
Bo to biol-chemu nadszedł czas,
Więc chodź i nie bój się, o nieeeee

Metan, etan, propan,butan, potem chyba pentan,
Heksan, heptan, oktan, no a dalej nie pamiętam,
Chemio, biolo, chodź na solo, wiedzę chłonąć chcemy,
Sacharydom, bialkom, tłuszczom, się nie poddajemy!

Gotowi?
Zaczynamy.
I wszyscy
Śpiewamy!

Beta!
Choć marzenia różne mamy!
Beta!
My się nigdy nie poddamy!
Beta!
I jeszcze jeden raz, Betaa a a a aa!
Wszystkie stetoskopy w górę,
Zdajmy wzorowo maturę.
A póki jeszcze czas, betaaa!

Biola, biola!

Chemia, chemia!

Biola, chemia!

Beta!