czwartek, 3 grudnia 2015

Leci.

Życie mi leci. Wciąż wymieniam w myślach rzeczy do zrobienia "po maturze", choć wcale tego słowa na M nie wypowiada mi się miło. Leci życie, dni mijają i dalej nie wiem, co dokładnie zrobić, by przeżyć je najlepiej. Są dni rozchwiania emocjonalnego i dni twardej stabilności, ale nie umiem dotrzeć do tego, które na mnie gorzej wpływają. Bo raz oba sprawiają, że chcę skakać do nieba, a raz, że chcę skakać w przepaść. Hihi. Takie śmieszne jest to życie. Życie dorosłej Ani. Tej, która jeszcze niedawno była tylko małym przedszkolaczkiem. Może i już dotarło do mnie, że wszyscy stajemy się dorośli, choć niekoniecznie już dojrzali, ale dalej nie dociera do mnie, dlaczego kiedyś wszystko wyglądało tak zupełnie inaczej. Do tej pory pamiętam, jak wiele dzieciaków chciało być już dorosłych, mieć 18lat, własne auto i tak dalej. A ja chyba wtedy stwierdziłam, że nie chciałabym już teraz, w tej chwili, być dorosła. I chyba to było dobre stanowisko, bo jak tak teraz myślę, to wcale nie jest prościej. Ciekawiej? Może i tak. Tyle wyzwań przecież czeka, tyle dziwności, których nie było wcześniej. I tyle trudności. Bo ja nie wiem, co chcę robić, nie wiem, w czym jestem dobra. Mam wrażenie, że kiedyś wiedziałam bardziej. Kiedyś wszystko bardziej. A teraz wszystko jakoś mniej.

Mniej się przejmuję. Mniej mi się chce. Mniej żyję. Mniej mniej mniej.

Ale przecież w przyrodzie nic nie ginie. Więc w zamian...co ja "bardziej"?

Są jednak rzeczy, które się nie zmieniają. No właśnie. A czy uczucia w przyrodzie przechodzą swój obieg? Czasem mam wrażenie, że stoją w korkach i tylko trąbią na siebie "no rusz się!" "zjedź z drogi pajacu" "tamujesz ruch!", bo akurat znajdzie się takie jedno, które za cholerę nie chce tego sprzęgło-bieg-gaz i jedynka-dwójka-trójka itd... I nawet jeżeli to przestarzały maluch, to żaden wypasiony Mercedes nie objedzie go bez naruszania karoserii. Bo takie właśnie jest życie.

I tylko takie naprzemienne "walcz!" i "poddaj się", to "warto" i "nie warto". 



niedziela, 1 listopada 2015

**

To uczucie, kiedy nie masz już siły, by mówić o uczuciach. To uczucie, kiedy nic nie możesz zrobić. I spadasz w dół, wpadasz w nurt rzeki i dajesz się porwać, bo nic innego nie zostaje. To uczucie, kiedy łatwiej jest Ci płynąć bezwładnie, niż powrócić na brzeg. Dlaczego, skoro to tylko od nas zależy. A potem odpływasz już tak daleko, że nie widzisz lądu. Rozpływasz się, topisz i powoli przestajesz istnieć. Nie ma Cię. Choć gdzieś wewnątrz bardzo pragniesz być, istnieć i się nie poddawać nurtowi, to dalej nic nie robisz. Tylko dalej dajesz się nieść. Tak trudno jest wrócić. Tak trudno jest uciec i nie wracać. Nawet jeśli brzeg jest na wyciągnięcie ręki, to ten jeden ruch to za dużo. Strach przed tym co potem, co dalej. Bo łatwiej jest utracić siebie, niż o siebie walczyć. I łatwiej jest stłumić to co mamy, niż wyprzeć się tego, czego nie chcemy mieć.

Zamykam się sama w klatce. I nie mogę wyjść. Zamek zamknięty. Mam klucz. Ale nie używam go. Choć tak bardzo chcę być wolna.

niedziela, 11 października 2015

***

Siedzę wciąż w tym samym miejscu. Każdy dzień jest podobny do poprzedniego, ale w każdym mam całkiem inne pokłady nadziei. Codziennie boję się, z jaką myślą będę się kładła. I codziennie kładę się z nadzieją, że jutro może coś się zmieni. Żyję w stagnacji i nie umiem z niej wyjść. Błędne koło w którym sama dodatkowo się kręcę. I gdybym jeszcze w tym wszystkim wiedziała, czy jest dobrze czy jest źle. Nie potrafię czegokolwiek określić ani nie chcę. Czekam pozwalając wszystkiemu trwać, bo przecież wierzę, że kiedyś to trwanie stanie się miłą wiecznością. Tyle we mnie już się zmieniło, tyle umarło, tyle się zrodziło, ale przecież w którymś miejscu trzeba się zatrzymać. Więc siedzę. Tylko zatrzymałam się w martwym punkcie i strach przed jakimkolwiek krokiem w przód paraliżuje wszystkie mięśnie.

W którymś momencie przestałam wierzyć w przypadki a zaczęłam w przeznaczenie. To naprawdę pomaga, choć jest kolejną naiwnością, z którą kiedyś przyjdzie mi się zmierzyć twarzą w twarz. Mam wrażenie, że gotuję sobie pełną wyzwań przyszłość, budując nastawienie "martwić będę się później". No i potem się martwię zaległymi sprawami a teraźniejsze przedłużają dług. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo, ale też nikt nie wmówi mi, że nie dam rady. Oko w oko z własnym strachem. I choć on ma wielkie oczy, to ja się nie poddam.

sobota, 25 lipca 2015

Stracona.

Tak naprawdę to najtrudniej jest tracić a nie odchodzić. Utrata to bezsilność, blokada, stop. Trudniej jest zatrzymywać kogoś niż samemu pójść, bo gdy się zrobi pierwszy krok, potem droga wydaje się łatwiejsza. Utrata to coś najgorszego. To gorsze niż rozstanie. W tym słowie jest jeszcze jakaś nadzieja na powrót, jakiś mały płomyczek kojarzący się z tylko chwilowym faktem. Przy rozstaniach nie zapada klamka, nie płonie most, nie gubi się klucz do zamka. A gdy się traci, to wszystko spada w dół, tak daleko w dół, że nawet nie mając lęku wysokości, on nadchodzi. Najtrudniej jest tracić. To nawet nie jest zgubienie pięciu złotych czy soczewki, których też się nie znajdzie już. Bo nie można znaleźć tego, co się straciło. Gdy się traci, trzeba zacząć od nowa. Ale przecież tak się nie da. Przecież nic nigdy już nie jest takie samo. Przecież jak coś się traci to bezpowrotnie. Nie da się powtórzyć.

czwartek, 25 czerwca 2015

Najgorsza.

Niby słowa mają tak ogromną siłę. Moc tak wielką, że nieraz potrafią zmieść człowieka z powierzchni ziemi. Kiedy jednak ich potrzebujemy, brakuje ich nam, nie umiemy ich znaleźć. A gdy już je znajdujemy, to tylko te, które nie działają tak, jak powinny. Tak łatwo jest kogoś zranić, a tak ciężko to odkręcić. "Przepraszam". Jak wiele jest warte to słowo w porównaniu z tym, co robimy. Jeśli jednak już czasem nie da się robić nic, co pozostaje. To słowo jest jak ostatnie koło ratunkowe. Takie zrobione z najcięższego metalu na świecie, który wciąga nas w otchłań oceanu. Nie zawsze da się coś zrobić. Bezsilni są bezbronni w świecie.

"Jutro znowu gonić, biec, latać ponad"

Nie będę ani gonić ani biec a latać to już w ogóle. Będę pełzać w kierunku najciemniejszego skrawka świata. Nie zawsze musi być dobrze, ale czy będąc źle, musi być najgorzej?

Do życia potrzebuję niby niewiele, a tak naprawdę najwięcej. Czasem jedna rzecz jest więcej warta, niż milion innych i w sumie to Niby Nic jest Wszystkim nie będąc nawet przez sekundę Niczym. Niczym jest tylko to Wszystko, co nigdy nie było Wszystkim. Skomplikowana matematyka życia. Już wiem, czemu sobie nie radzę.

Boję się przesypiać problemy, bo ogarnia mnie strach, że gdy się obudzę, będzie jeszcze gorzej. Ogarnia mnie smutek, że prześpię to, kiedy mogłam coś zrobić, by naprawić. Ogarnia mnie panika, że w śnie będzie lepiej, a i tak będę musiała wrócić do gorszej rzeczywistości. Wolę żyć tak, by żaden sen nie był lepszy od życia. I tak bywało.

Bo zawsze wszystko musi szlag trafić.

"Tak mało mnie we mnie jest". Reszta jakoś sobie poszła na spacer, wyszła i nie wróci, bo po drodze dorwały ją zbóje. Została resztka, która kompletnie nie potrafić żyć. A przynajmniej nie w ten sposób i nie w tym składzie. Drużyna ja i ja nie jest dobra. To nawet nie jest drużyna. To marny duet.

Nigdy nie byłam dobra. "Naucz mnie". Naucz mnie być dobrą i najlepszą. Chciałabym.


Jutro znowu gonić, biec, latać ponad! Ile sił mam krzyczę: to ja! Kiedy miga świat w Twoich oczach, naucz mnie.. Na ciele rozmażę z mych łez tatuaże. Dwa metry ma strach, nie wolno się bać A Szyfry, pułapki w słowach zostawię. Pokonać chcesz nas – nie zostanę. Nie chcę Ciebie na zawsze, Nie schowasz nas na dnie. Tak mało mnie we mnie jest I nie zobaczysz, że patrzę na Ciebie inaczej. Nie chciałeś mnie takiej mieć. Jutro znowu gonić, biec, latać ponad! Ile sił mam krzyczę: to ja! Kiedy miga świat w Twoich oczach, naucz mnie, naucz mnie od nowa. Na ciele rozmaże łez tatuaże Ostatnią już noc mi zabierasz. I męczy mnie ciągle myśl że już nie zdążę Oddalasz się znów z każdym słowem Nie zobaczysz, że patrzę na Ciebie inaczej. Nie chciałeś mnie takiej mieć. Jutro znowu gonić, biec, latać ponad! Ile sił mam krzyczę: to ja! Kiedy miga świat w Twoich oczach, naucz mnie, naucz mnie od nowa.

niedziela, 21 czerwca 2015

Coś więcej.

Tyle rzeczy zmienia swój bieg. A przecież żadna rzeka tak nie robi. Czy to nie jest wbrew życiu - zmieniać kierunek. Nie umiem przyzwyczaić się do przeszłości. Ona jest tak zmienna, mimo że powinna być jedyną pewną w swojej stabilności. Tak długo ostatnio myślę i zwieszam się w myślach, bo radzenie sobie, jak się okazuje, nie zawsze jest takie proste. Czasem to, że nauczyliśmy się czegoś, nie znaczy, że zawsze nam to już będzie wychodzić. Są dni, kiedy zupełnie nic nie wychodzi i to normalne, tylko czemu zapomina się najprostszych rzeczy wtedy, kiedy jest najtrudniej i kiedy ich najbardziej potrzeba.

Nie jestem jakoś szczególnie wyrozumiała, jeżeli chodzi o samą siebie. Nie umiem być przebiegła i cwana i powstrzymywać się przed ruchami, które mi szkodzą. Nie umiem grać w grę, jaką jest życie. Nie obrałam dobrej strategii, by zawsze wychodziło tak, jak ja tego chcę. Jasne, że nie zawsze warto wygrywać, ale umiejętność manewrów i wyuczone triki pomagają. Jak niby mam się tego nauczyć.

Gdy coś wraca, to po prostu jest wredne i niesprawiedliwe. Bo nigdy nie wracają te dobre rzeczy. Te złe za to mają do tego skłonność niesamowitą. No a potem już tylko błędne koło prowadzące do powtórzenia się historii.

Bo wszystko czasem sprowadza się do jednego i tego samego.

Naprawdę bywa tak, że im więcej czegoś mamy, tym jest to dalej i mamy tego tak naprawdę mniej. Im bardziej czegoś chcemy, tym mniej możemy. A gdy nie chcemy, to wraca. I nie da się oszukać, tak po prostu, by mieć. Nie da się okłamać, że się nie chce, gdy się chce. Gdy ucieka to gonimy, a gdy my uciekamy to nas goni. Ale ja naprawdę wierzę, że w końcu to mija i dochodzi do spotkania gdzieś pośrodku. Pośrodku wszystkich tych łez szczęścia i smutku.

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Niemożliwe

Nigdy nie jest tak, że nie tęsknię w ogóle. Moja niezwykle sentymentalna natura mi by na to nie pozwoliła. Bo ja lubię wspominać, wytykać sobie błędy i tęsknić. Niby nie wróci, niby stracone, ale przecież wszystko jest możliwe. Wiele razy się tego wyrzekamy, przeczymy, ale ja po dziwnych zbiegach okoliczności, powrotach i nawrotach nie myślę inaczej. Zawsze jest sposób na powrót przeszłości. Prawda? Chociaż łatwiej jest zapominać i nie wierzyć, wyrzucać i nie mieć nadziei, bo nie ma niczego, co by zabijało od środka, ale jesteśmy wciąż niewolnikami podświadomości. Tej podświadomości, której za wszelką cenę nie chcemy słuchać. Ja nigdy sobie nie uświadamiam o czasie, zawsze to jest po czasie i dopiero wtedy mi to daje do myślenia. Prosta rzecz. Mogę coś mieć - po co mam to chcieć, nie mogę - chcę, chcę, chcę. I to nie zależy od mojego widzimisię. To zależy od jakiegoś syfu, który rządzi logiką tego świata. Tą logiką, która czasami po prostu nie istnieje. Nie istnieje tak bardzo, że nawet nie mam siły jej wymuszać. Sama nie jestem inna. Bo taka nielogiczna, bo taka stłumiona własnym bałaganem życiowym. Kobieto, co Ty w ogóle bredzisz. Każdy ma swoje trudności. Raz czegoś chcę, raz czegoś nie chcę. Powinnam się nauczyć mówić coś wprost, a tymczasem trochę się czaję. Daję znać cichutkimi znakami, których nikt nie zauważa. Bo ja tak naprawdę nie wiem, czego chcę. Kiedyś było inaczej, ale jak wiele się zmieniło. Ale ja nadal wierzę, że wszystko potrafi wracać. Oczywiście, że nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy, bo takie samo już nie będzie. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, nie dlatego, że to kolejne ryzyko, tylko to przecież już nie ten nurt, nie ta woda, nie ten czas. Są rzeczy, które się powtarzają i to dobrze, bo dzięki doświadczeniu jesteśmy gotowi to przyjąć na klatę i wiemy, jak się zachować, żeby drugi raz nie popełniać tych samych błędów. Niby zbiór błędów jest niemożliwy do wyczerpania i racja, ale mamy swoje rozumy i dajemy radę je ominąć. Tak naprawdę dążę do tego, że wierzę w niemożliwe. Naprawdę, wierzę.  Szczególnie w to, że przychodzi ono w najmniej spodziewanym momencie.

czwartek, 9 kwietnia 2015

/

Śnieg przestał sypać. Może wróci. Sama nie wiem. Tyle ludzi odeszło. Może też wrócą. Oby nie dopiero z pierwszym śniegiem. Nie wiem, czy lepiej późno czy wcale. Jestem na jakimś pustkowiu. Dojrzewam powoli do stabilizacji i właśnie teraz wszystko ucieka i zostaje mi jałowe podłoże. I co mam tu zbudować. Myślałam, że to miłość najbardziej boli, ale jej brak jest równie rujnujący. Machają mi na pożegnanie ręce. I to nie tak, że mi jakoś strasznie zależy. Ale nie jest tak, że mi nie zależy. I w tym tkwi ten sens. Wiele razy na coś narzekam, ale bez tego bym nie wytrzymała. Łzy. Słone krople wody. One teraz nie mają żadnego sensu. Nie widzę sensu w czymkolwiek. Przecież nie mogę być smutna, bo mi się krzywda nie dzieje. Nie mam prawa ronić łez. Pustka nie zasługuje na łzy. Tak, to jest ta szczęśliwa Ania. Ania jest szczęśliwa, tylko bardzo jej czegoś brakuje. Sensu.


Naprawdę wolę narzekać, głowić się i cierpieć. Wolę mieć miliony problemów niż ich nie mieć. Wolę spadać w przepaść, krzyczeć, beczeć, biec, uciec niż być biernym uczestnikiem życia. Mam wrażenie, że się zatrzymałam i tylko obserwuję. Jakie to, cholera, beznadziejne. Jakie to, cholera, niszczące. Może jestem takim typem człowieka. Może nie umiem żyć w spokoju i odpoczynku.

Potrzebuję wariatów. 

Bierny uczestnik życia. Jak to w ogóle żałośnie brzmi. I że co niby teraz mam robić? Weź numerek i czekaj na swoją kolej? Ten pociąg na który czekam może mnie tylko rozjechać. Maruda marud nad marudami. 

A ja chciałam być tylko małym bezbronnym kotkiem. Ale nie mogę mieć wszystkiego. Kotki mogą.

czwartek, 5 lutego 2015

Uciec.

Wszystkie psy idą do Nieba. A gdzie idą Zołzy? Gdzie idą Czarne Charaktery? Gdzie idą Ludzie Bez Marzeń? Gdzie pójdę ja? Zdarza się, że przewijam się przez te grupy i nie wiem na ile to ode mnie zależy. Może powinnam po prostu uwierzyć, że nie jestem zła? Przychodzi mi to z coraz większą trudnością. Zamieniłam się w iluzję samej siebie. Już nawet się nie staram. Nie staram się zrozumieć, dlaczego coś powinnam, a czegoś nie powinnam. Nie staram się patrzeć na siebie i ganić. Im bardziej coś zawalam, tym bardziej się plączę. Im bardziej się plączę, tym bardziej coś zawalam. Nie wierzcie mi, że jestem dobra. Albo wierzcie. Może to pomoże.

Jestem tutaj, ale nie wyczuwam swojej obecności. A wszystko wokół mija. Boję się zostać sama. Boję się, że już trochę zostałam. Że wiele rzeczy nie wróci. Że ja nie wrócę. Niech mnie ktoś wyrwie z tej paranoi i zabierze na koniec świata. Może nie na zawsze. Chcę płynąć, jechać, lecieć, biec. Nie musieć patrzeć w znajome miejsca, które kiedyś stały się nieznajome. Przecież to ostatnie chwile takiego wiatru we włosach. Chcę być częścią jakiejś historii, a nie potrafię nawet spleść własnej w spójną całość. Tu coś się kończy, tu wali, to nie ma rąk i nóg, w tym nie wiadomo o co chodzi. Do czego właściwie zmierzam? Typowy bohater literacki albo jest dobry, albo zły, albo się zmienia a ja jestem skrajnie nijaka. Fałszywie dobra i fałszywie zła.

Życie jest ryzykiem. Każde zamknięcie oczu, każde ich otwarcie. Wyjście z domu. Wzbudzenie uczuć. Spacer po linie. Krok w przepaść. Zmiana. To wszystko nie daje mi spokoju. Im większe ryzyko podejmuję, tym zwiększam prawdopodobieństwo porażki. Ostatnio mam wrażenie, że odnoszę same porażki, robię błędy, tylko jeszcze nikt mnie za nie ukarał. Jeszcze nie zdążyłam dostać za swoje i nauczyć się, że nie robi się tego, tego i tamtego. Kim jestem. Zawsze zadawałam sobie to pytanie, ale teraz nie znam odpowiedzi bardziej niż kiedykolwiek. Kim się stałam. No właśnie, kim się stałam i dlaczego potrafię z tym żyć. Przecież nie potrafię. Przecież płaczę. Przecież nikt nie słyszy. Cichutko. Już cichutko. Nie rozczulaj się nad sobą. Głupia idiotka.

Halo. Dzień dobry. Mam na imię Ania i chyba nie potrafię być sobą. Czasem mam wrażenie, że nikt mi już nie pomoże. Przecież nie mogę nawet zwinąć się w kłębek i przetrwać tego, co narobiłam, bo sama muszę wszystko odkręcać. A nie przekręcać. Nakręcać. Wykręcać.

Zabierzcie mnie stąd.



czwartek, 1 stycznia 2015

2015

Czy robienie bilansu zysków i strat tego roku ma naprawdę jakikolwiek sens? Tak właściwie to liczy się tylko jeden fakt. Przeżyłam. Może w tym wszystkim właśnie o to chodzi. Co za różnica, czy ten rok był lepszy niż poprzednie. Przecież jestem. Nadal tu jestem.

Ale mimo wszystko nie obędzie się bez spojrzenia wstecz, za siebie. Zawsze muszę to robić. To się nie zmieni. Ja się zmieniam za to cały czas. Mknę do przodu zostawiając części samej siebie na trasie. Jestem piratem drogowym własnego życia. Czuję ten wiatr we włosach. Taka ze mnie wariatka. Mam wrażenie, że to wszystko.

ROK 2015.

Czy to nie brzmi śmiesznie? Parę lat temu zastanawiałam się, w którym to roku będziemy wchodzili w pełnoletniość. I to jest właśnie ten rok. Wiem, że wiele to nie zmieni, ale stworzy to jakąś cienką granicę oddzielającą.. no właśnie. Tak naprawdę co od czego. Mówię, że nic się nie zmieni. A jednak. Może poczuję tę zmianę.

Przed moja 18stką jeszcze pół roku. Popatrzcie na mnie wszyscy. Dzisiaj wyglądam tak.

Czy mam znowu postanowienia? One są zawsze. Może podobne, ale sposób ich spostrzegania rok z rokiem się zmienia. Czasem jestem mądrzejsza, czasem głupsza. Nie wiem, co teraz było.

Uwaga, uroczyście oświadczam, że chcę stać się lepsza, nie gorsza.

I uroczyście oświadczam, że stanę się bardziej odpowiedzialna. Postaram się.

Po prostu się będę starała.