środa, 2 listopada 2016

A może te wszystkie dobre decyzje w rzeczywistości były samymi błędami, które tłumaczyłam sobie rozsądkiem i doświadczeniem, którego mam przecież tak mało. Może zapomniałam sobie pozwolić być przez chwilę głupią i niedorzeczną, a do tego trochę impulsywną, zamiast tego zmusiłam się do twardego stąpania po podłodze. A teraz nie wiem, jak wiele straciłam, a wiem, że straciłam. Wiem, że chcąc uchronić innych, może ich skrzywdziłam, przy okazji krzywdząc samą siebie i zabierając sobie tyle szczęścia, które by mogło mnie spotkać. A co jeśli ludzie zapominają. Co jeśli już nie pamiętają tego wszystkiego, co pamiętam ja i czym żyję nie co dzień. Co jeśli dla nich są nieznaczące te rzeczy, które mi pozwalają co rano wstać. Czyżbym tylko ja była taka rozmemłana i stanowczo trzymała się tego, co było i nie pozwalała sobie odpuścić? Co tak naprawdę jest powodem tego, że nie jestem szczęśliwa. Bo, no powiedzmy sobie szczerze, radość  nie wiąże się ze szczęściem. Nie w moim przypadku. Nie żyję w depresji, ale brakuje mi jednego puzzla. Mojego puzzla. Mojego światełka na końcu tunelu za którym bym poszła, nawet gdyby to nie miało sensu. Znowu tak bardzo sobie komplikuję, ale już za późno jest na proste rozwiązania. Za późno jest, by odpuścić, kiedy tak długą drogę się już pokonało, kiedy się już tak przywiązało.

wtorek, 25 października 2016

.

Niech mi ktoś wytłumaczy te wszystkie rzeczy, na które jestem zbyt młoda, by je zrozumieć. Albo raczej bronię się przed zrozumieniem. Bo w końcu te rzeczy wyczekiwane stają się czymś nie do końca chcianym, czymś co nie jest tak bezpieczne i gdzie jesteśmy skazani na samych siebie. No, może nie do końca na samych siebie, ale na samotność w tym, co do tej pory było częścią innego świata, który było z kim dzielić. Po raz kolejny chciałabym wrócić się. Nie zmieniła się jedna rzecz. Zmieniło się wszystko, poza mną. I mam nadzieję, że chociaż to zostanie na swoim miejscu. Ja naprawdę próbuję, ale nie potrafię, pogodzić się z abstrakcją, która już jak widać stała się rzeczywistością. Wyrywam się z powrotem, nie chcę. Nie chcę. Nie chcę. Nie chcę.

Jestem jak malutkie dziecko, nadal. Stale i niezmiennie. Chcę dalej się uczyć chodzić, biegać, mówić i żyć. Nie chcę chyba pogodzić się z tym, że przyszło to tak szybko, że odeszło tamto tak szybko i że w gruncie rzeczy nigdy już nic nie będzie takim, jakim było. Wiem, że z perspektywy czasu wszystko wydaje się piękniejsze, idealne, ale nawet racjonalne spojrzenie pozwala mi myśleć, że było mi lepiej. Najlepiej. Po tym stanie niepewności stałam się pionkiem gry, którą sama prowadziłam ze sobą, w ostatniej chwili wylądowałam na mecie bez jakichkolwiek wskazówek. I...co dalej.

Nie mówię, że nie jestem gotowa by zmierzyć się z czymś nowym. Może i jestem. Ale na pewno nigdy ciężej mi nie było przyzwyczaić się do myśli, że przeszłość to tylko wspomnienia, które tak naprawdę nigdy nie wydawały się tak cenne, jak teraz. Które łatwo odtwarzać, które tak bardzo by chciało się powtórzyć.

Ja wiem, że jestem głupia. Że walczę z czymś nieuniknionym, wypieram się tego, wkurzam się na to. Może tak długo żyłam w nieświadomości tego, jak wygląda tak naprawdę życie i teraz gdy bardziej mnie to wszystko dotyka, zaczynam dopuszczać to do siebie. Otwieram oczy i widzę... Wow, to przecież oczywiste, że taka jest kolej rzeczy. Choć o tym wiedziałam, to czemu teraz mnie to tak boli i ściska wewnątrz. Czemu dopiero teraz. Czemu teraz przychodzi ze zwielokrotnioną siłą.

piątek, 12 lutego 2016

Reset.

Reset. Reset. Reset. Tylko tego potrzebuję. Sformatować mózg, usunąć wirusy. Usunąć myśli. Usunąć błędy.

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Niebo.

Mam w kieszeni mały skrawek nieba, który przypomina mi, będąc tylko małym kawałeczkiem, że rzeczy odległe wcale nie muszą być nieosiągalne. Trzymam go w dłoni i boję się stracić, bo wtedy już wszystko by straciło jakiekolwiek znaczenie. Ale przecież to głupie. Myśleć o nieskończenie wielkim błękicie, którego nie sięga nawet wyobraźnia i zapominać o gruncie dotykanym obiema stopami. Głupie i naiwne trzymanie się tylko małej części tego wszystkiego i pogrążanie się w marzeniach w oparciu o drobny skrawek nieba. A może to nawet nie niebo, może to odłamek lustra je odbijający, rozbity talerz w błękitnym kolorze. Może to tylko iskierka nadziei. A i tak bardzo chciałabym latać. Zostawić wszystko, żeby tylko dotknąć chmur, tylko pogłaskać opuszkiem, nawet gdyby zaraz potem spaść i zniknąć.