czwartek, 17 lipca 2014

Powrót.


Nasiąkam normalnością o szóstej rano. Może to wypita kawa o 3 dała mi zastrzyk energii. Może to ta noc. A może te dni. Wróciłam. Dzień dobry, dobre rano.

Lubię spacerować. Nie wiem ile kilometrów już przeszłam w myślach. Gdy się lata, zapomina się o ziemi. O stąpaniu po twardym podłożu. Ale chyba boję się latać. Dlatego chodzę, choć nie zawsze jest tak, jakbym chciała. Choć nie mogę zapominać, bo tutaj nie jest mi to dane. Rozmyślam idąc wciąż dalej i dalej. Zastanawiam się, gdzie się zatrzymać. Dlatego tak trudno jest wybierać. Bo mam tyle wątpliwości. Bo mam tyle możliwości. Tak, w tym da się bardzo łatwo pogubić. Wszędzie zmuszają nas do wybierania, przez co jesteśmy ograniczeni. Ja się bardzo staram starać. Chcę podejmować dobre decyzje, mówić dobre rzeczy. Doprowadzam jednak do bałaganu, bo to "dobre" nie okazuje się właśnie takim być i tworzy się syf z rzeczy na różne sposoby dobrych. Mam w głowie tyle myśli. Nie mogę ich jednak opisać słowami. Są uczuciami i ciężko je jakkolwiek wytłumaczyć. Nie mogę ich dotknąć jak drugiego człowieka. Mogę tylko pisać jak bardzo nieopisywalne są. Nie mam wielkiej mocy. Mogę tylko zmieniać rzeczy codzienne. Takie, które i tak są nietrwałe.

Wszystko może się zmieniać radykalnie i zostawiać tylko strzępki. Krzyczę, że nie chcę, ale nic mi po tym. Może już sama się pogubiłam w tym, co mi zostało, a co utraciłam. Chyba nie warto się przejmować, bo końce wcale nie są przesądzone. Końce nie muszą być końcami "na zawsze". Zawsze można odrodzić się jak feniks z popiołów. Ale czy to wszystko zawsze musi się kończyć tak samo? Najpierw smutek i dno, dopiero potem śmiech. Dużo śmiechu, który goi rany. Dużo śmiechu, który pozwala nie przejmować się tak bardzo, jakbym tego chciała. Haha. 

Punkt kulminacyjny jest początkiem lub końcem. Wydaje się, że jest wzrostem napięcia, a tak naprawdę to stawia nas w dołku trącając kijem i prowokując słowami "co teraz zrobisz?". To są upadki. Można tam zostać i skazać się na pasmo cierpień lub wspinać się po sypiącej się ziemi, która tworzy dół. Czemu tak trudno jest odbudować twardy grunt? Czemu wszystko po drodze musi się sypać? Dlaczego to wszystko przechodzi na końcu w ciszę?

Cisza ma swój urok tylko wtedy, kiedy ma się zbyt dużo słów, by coś powiedzieć. Gdy jednak nie ma się żadnego, wszystko staje się mdłe. Cisza przechodzi w głuszę. Nie słychać nawet tych rzeczy, które się chce usłyszeć. Samotność rani, gdy tak naprawdę nie jest się samemu, ale się ją czuje. To niesprawiedliwe uczucie, które daje nam znać, że coś chyba nie jest w porządku. Ostatnio nie jest w porządku. Różne samotności się przewijają. Różnie to wychodzi. Coraz częściej mam wrażenie, że jestem przyczyną nie powodem. 

Razem? Razem.
Tylko Razem czasem wychodzi osobno. Takiego Razem nie chcę.


"If I lay here 
If I just lay here 
Would you lie with me and just forget the world?"