wtorek, 26 listopada 2013

Wolne(a).

Życie jest. I chyba w tym największy tkwi problem. Czasami znajduję się poza tym wszystkim. Myślę-"a co jeśli jestem tutaj sama?". Bo tak może być, prawda? Prawda? Powiedzcie, że nie. Czuję się samotna w takich momentach. Czym są zbiegi okoliczności. Czym są przypadki, przeznaczenie. Dlaczego tak często potykamy się o własne skrzydła. Nie wzniosę się do góry, jestem pewna. Nie wzniosę się, jeśli nie będę miała pewności, że ktoś tutaj jest. A nie tylko myśli.

Tak, samotności boję się najbardziej. Chyba, że nawet mnie nie ma.

Z jakiegoś powodu ludzie wierzą romantycznym historiom z filmów, które powinny być podciągane pod kategorię fantasy. A ja chyba wierzę im najbardziej z wszystkich. Szukam czegoś fajnego, ale natykam się na same z cyklu "to już widziałam". Jaki ze mną jest problem?

 A wczoraj wstałam i kolejny raz się zawiodłam. Bo był śnieg. Tak nagle. Przegapiłam pierwszy płatek.

A dzisiaj siedzę w domu i chyba mam dobry humor. Mimo, że taki uparciuch mi tu gdera :D Niecierpliwiec ;p

Gatunek: Stalmachus Annus
Wady? Chcę mieć dalmatyńczyka i nie lubię marchewki. (Suka.)

Sny z każdym dniem coraz bardziej mnie zaskakują. Ale uwielbiam to uczucie ulgi po przebudzeniu. "To nie jest prawda". I wtedy robi się miło.
Choć zaczyna mnie głowa boleć...

niedziela, 24 listopada 2013

Magii.

Codziennie staram się być wyrozumiała. Nie upieram się, że zawsze mi wychodzi. Ale naprawdę próbuję. Bo wiem, ze nie zawsze możemy być odpowiedzialni za to, co robimy. I różnimy się. W wielu sytuacjach ludzie robią zupełnie inaczej, niż ja bym to zrobiła. Ale wtedy myślę "tak już jest". I tak już jest. A teraz codziennie czekam na wyrozumiałość, z naiwną nadzieją, że mi się zwróci. Nie jestem zła. Na pewno nie z wyboru.

Za miesiąc Wigilia. Wprowadzam się w świąteczny nastrój, bo to daje mi pozytywna energię. Szukam odpowiedzi na pytanie, co takiego chcę w tym roku. Czego najbardziej pragnę? Magii. Śniegu. Magii. Uczuć. Magii.

"Wiem, dobrze wiem, potrafię ranić tak jak nikt.
Przykro mi. 
Nie wiem co robić, gdy płaczesz. 
Już nie śmiejesz się jak kiedyś. 
Wszystko jest inaczej.
Kolejny raz, proszę cię, o ostatnią szansę.
"




piątek, 22 listopada 2013

Dla.czego.

Dlaczego jest dwadzieścia minut do nowego dnia, a ja mam ochotę obejrzeć film, który cały przebeczę?
Dlaczego nie mogę zdobyć się na obejrzenie czegoś bardziej ambitnego?
Dlaczego nie potrafię kontrolować tego, co czuję?
Dlaczego dziś płakałam?
Dlaczego nie pójdę spać?
Dlaczego jak płaczę, to wyglądam jak łzawiący burak?
Dlaczego wydaje mi się, że jest gorzej, niż jest w rzeczywistości?
Dlaczego.

Dlaczego nigdy nie potrafię ogarnąć?

Jadę.

Jestem w dupie.

Takimi słowami zaczęłam pisać w poniedziałek. Ale potem był wtorek, no a kolejno potem środa i. Po środzie coś było, prawda? Dzielnie dotrwałam do piątku. Z ciszą. Tak dzielnie, jak dziecko, które powstrzymuje łzy nie dostając zabawki w sklepie. I histerię. Nigdy nie wystawiono mnie na taką próbę. Byłam rozpuszczana, rozpieszczana. Może dlatego teraz nie potrafię sobie poradzić. Moje rozwiązywanie problemów polega na pozorowaniu, że bez problemu sobie z nimi poradzę. Wtedy nie dostaję lalki, którą chcę. Albo dostaję, ale taką bez głowy.

Mleko. Tato kup mi mleko, jak będziesz wracał. Bo jestem głupia.

Kiedyś się obudzę i będzie śnieg. I będę sama. I będzie śnieg. Zastanawiam się, kiedy mnie zaskoczy. Pierwszy śnieg jest zapowiedzią świąt, wobec których co roku mam wielkie oczekiwania. Wielkie, magiczne oczekiwania. A potem norma. Nie umiałabym żyć bez świąt. Bez najsłodszych słodkości od których waga wskazuje error. Bez kupowania prezentów, dostawania prezentów. Bez tego całego szaleństwa. Nie, komercyjność mi nie przeszkadza. Nie przeszkadzają mi ludzie nucący Last Christmas, reklama Coli, Kevin ani kolejki w sklepach. A najbardziej nie przeszkadzają mi pierniczki. Pyszne pierniczki. To idealne święta? Można tak powiedzieć.

To chyba za wcześnie, żeby dać się wciągnąć w świąteczny klimat. Ale w sumie... co mi tam. :D

Może i dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi. Ale to dlatego, że za każdym razem kiedy znów wchodzimy do tej rzeki, jest ona inna (czegoś ten Świat Zofii nauczył). Nie popełniam dwa razy tych samych błędów. Uczę się. Analizuję. NIE POPEŁNIAM.

Racja. Jestem ekstrawertykiem. Ja i moje wrażanie uczuć idą w jednym pakiecie. Wszystko albo nic.

Dziś lubię płakać.



środa, 20 listopada 2013

Lamentacje św. Anny.

Jestem dobra w byciu psem płci żeńskiej.

Coś mi nie idzie wychodzeniem na prostą. Są dwie strony barykady, a ja nie wiem, czy jestem przed, mniej przed, na, czy trochę poza nią. A może jestem w ogóle gdzieś indziej?

A teraz przyszedł czas na wykonanie wyroku na sobie. Chyba, że właśnie to zrobiłam.

Wolałabym dostać w twarz.

Jestem trochę statuą rozpaczy. Robię coś wbrew sobie, dla siebie i wbrew uczuciom, dla uczuć.

Że niby taka niewinna, grzeczna. Że niby taka żałosna.

A słowa lecą, topią się gdzieś na wietrze, a potem upadam. Budzę się w całkiem innej bajce, gdzie nie jest idealnie, nie ma sielanki. Dobra, to chyba jest życie. A to gimbusiarskie porównanie specjalnie dla Stańko.

Kłaki ostatnich dni, którymi się duszę, mówią, że trzynastki są szczęśliwe. Bo są szczęśliwe. Było szczęśliwie. Tylko upadłam.

Nowości są niezrozumiałe.

Potrzebuję sobie wszystko posegregować, posprzątać cały ten bajzel. Nie jestem warta czekania. Bo nie wiem nic na pewno. Wiem jedno. Zależy mi. Nie wiem, czy to powód.

A teraz krytykujcie mnie, wyciągajcie widły, pochodnie, pistolety, bo wiem, że zasłużyłam. No właśnie, to też wiem. A mimo wszystko nie potrafię ukrywać swojego bólu.

PS: "św." to skrót od "świnia"

niedziela, 17 listopada 2013

Error 404.

Zgubiłam po drodze moralność. W razie znalezienia, proszę o kontakt. Trochę już zszargana.

 Yesterday's a dream 

I face the morning 
Crying on a breeze 
The pain is calling 

Chciałabym uderzyć w jeden, wielki worek treningowy, położyć się na podłodze i rozpłakać bez powodu. Czuję tę suszę.

Nie pamiętamy swojego pierwszego wziętego oddechu, pierwszego kroku, pierwszego słowa. A ważna jest pierwsza miłość, pocałunek, chłopak. Pierwszy dzień w szkole, pierwszy przyjaciel. Pierwszy samochód, dom. Lubimy "pierwsze razy". Porównujemy z nimi kolejne, czujemy się doświadczeni. Odkrywamy coś i siebie. Dostrzegamy tajemnice. Płoniemy w poznaniu, a potem czas zamienia to w rutynę. I tak za pierwszym następny, za następnym kolejny i nie znamy umiaru. Podczas gdy pierwszy raz jest jeden, to ostatnich może być tysiące. I powracamy. Sentymentalny syf.



Zdarza się, że udaję mądralę. A gdzieś w głębi chciałabym być dla kogoś ósmym cudem świata. No ale bez przesady. Nie czuję się nawet w jednej tysięcznej idealna.

Tracę przytomność myśli.

Aktualnie wybrakowana. Ale jeszcze się trzymam.

piątek, 8 listopada 2013

Kurtyna w dół.

W sumie nic nie powinnam tutaj napisać. Bo to nic. Potem nic. Nic.

Przestraszona. Przerażona. Zdekoncentrowana. Skonsternowana. Rozproszona. Zamyślona.

I właściwie to nie wiem co mam o tym dniu myśleć. O tym życiu. O tym. Bardzo się boję.

Wrażliwość to pierwszy stopień do pożegnania się z medycyną.

Nie chcę być lekarzem. Na pewno nie dzisiaj.

Bo kto by pomyślał... Spektakl się skończył.

środa, 6 listopada 2013

Miss.

Miss - opuścić, przeoczyć lub tęsknić. Chciałabym tak usunąć to słowo z mojego słownika. Niestety, ja missed/miss wiele rzeczy. W różnych znaczeniach. Ale tęsknię najczęściej. Nawet za rzeczami, których nie żałuję, że straciłam. Albo za rzeczami, których nie straciłam i prawdopodobnie nie stracę.

A więc tęsknię.

Za ogniskami klasowymi na nielegalu, nieumiejętnym rozpalaniu ogniska, znalezieniu nagrobka "T.K.".
Tamtymi wakacjami ze Stańko. Stopami, szafami, pięściami, poduszkami, Dear Johnem, pffyy, nosami, lodołamaczami, siedzeniem w bajce godzinami.

Za Paulą, bardzo, bardzo. Kiedy chodziłyśmy w pizdu i brechtałyśmy z wszystkiego. "Ej, nie umiem robić zdjęć" "Ej, nie umiem pozować". Za pełnym plecakiem słodyczy podczas podróży rowerowej. I to słynne motto "Nigdy nie słuchaj Pauli L."

Oj, za Miesiem. Bo nadal go lubię i brakuje mi, jak dzwonił o 3. Jest najfajniejszym braciszkiem nie-braciszkiem. Zmienił się, wiadomo. Ale mimo tego, że tą rodzinę się wybiera, to to fajna rodzina. I nie jestem Puszkiem ani Kuleczką. xd

Za wygłupami w gimbazie, kiedy jeszcze wolno nam było zachowywać się jak debile.
Gimbusy. Z Wami było ciekaaaawie, oj ciekawie.

Za Tobą to chyba najbardziej, bo rozwala mnie ta odległość. Uwielbiam wakacje, kiedy jesteś w Cieszynie i robimy rzeczy co najmniej dziwne. I jest dziwnie. I zawsze dostajemy głupawkę, szukamy drzwi, robimy siarę na całą ulicę. Ale Ty możesz. Wszystko możesz, wszystko wiesz.

Haha. I za nią czasami też się zdarza. Chociaż rzadko. To zabawne. Śmietana jednak się psuje. 
I mnie nie lubi. Szkoda?

Havana. Za Kaśką sprzed 10 lat, jak skakałyśmy po łóżkach, bawiłyśmy się lalkami bez głów i śpiewałyśmy piosenki Hannah Montana. Jedyna rodzina w moim wieku. To się ceni. Śmierć, kostnica, wypadek. Haha!

W ogóle za nimi. Od początku było mega. I te otrzęsiny i konkursy i wycieczki i wszystko.

I rowery. Tak, za rowerami. I minami Ady. 

Za sankami. Kiedy można się poczuć jak dziecko. Małe, przemoknięte, zmarznięte, marzące o gorącej czekoladzie i ciepłej kołdrze dziecko. Ale szczęśliwe.

Za oglądaniem... czegokolwiek, co nie jest Paranormal Activity. Za Harrym <3. I tak Ron jest rudy. 
A brzuszki po każdej części nic nie dały. 

I wtedy był fajny dzień. Wiało, ale było ślicznie. Cały ten wyjazd miał swój urok. Norwegia i te sprawy. Tęsknię za wszystkimi wyjazdami. Tam, do Londynu, do Niemiec, do Paryża. Wszędzie. Byleby daleko.

Nawet to się skończyło, po tych, łoł, kilku porządnych latach razem. I było super, odwalało nam. Luceniec i Zielona Szkoła. Taaak. Tęsknię.

Za ogarkę z Julkę.

Za tym towarzystwem, codziennie praktycznie. Za epic failami. Dobra, moimi zazwyczaj, nieważne.

Jeden z milszych dni, okresów. Sentymentalnie bardzo. Za tym, że tego nie ma.

No i za tym, co niedawno. 

Nadal czuję się jak malutkie dziecko. I co śmieszne, już tęsknię za teraźniejszością. Bo ma swój urok.

Czasem wolałabym mieć 3 lata, mieć wszystko w nosie (nawet koralik) i ścigać się z tatą po schodach na górę. Wszystko dookoła było takie duuuże, a problemy taaakie małe. 




wtorek, 5 listopada 2013

Rano, rannie, porannie.

Obudziłam się w stercie niedokończonych notatek, z rozwalającym się kokiem i niezrozumieniem w myślach. I co dalej? Wzrok błądzi w poszukiwaniu resztek rzeczywistości. Jest. Nawet nie najgorsza. Ale chyba jednak niezrozumiała.

Muszę się nauczyć, że poczucie zrozumienia łapie mnie ze stażem nieprzekraczającym jednego dnia. Trudno. Trzeba się przyzwyczaić, jak do setek innych rzeczy, które serwuje mi świat. Bez możliwości odmowy, co ciekawe.

Noce są ciężkie, bo znajduję sobie coraz nowsze obiekty strachu. Może powinnam to traktować, jako umiejętną ucieczkę od innych myśli i efekt samoobrony przed depresją?

Bylebym nie zwariowała do końca. Tak trochę do końca mogę.

Uśmiech wstępuje na twarz  z zawahaniem, jakby pytał o pozwolenie. Stary, korzystaj, póki możesz.

Wszystkie osobniki walczą o przetrwanie. Walczę i ja!

Podobno wspominanie starych czasów jest objawem starzenia się. Przyłapuję się ostatnio na tym często. Mam 16 lat, co jest nie tak?

I dlaczego boję się śmierci? Mam 16 lat.

Wspominam, bo tęsknię. Do bycia młodszym młodziakiem.

W końcu i tak wyląduję w zoo.

Nawet.

Wiem, że im szybciej zacznę się uczyć tej przeklętej historii, tym szybciej skończę. Ale to był naprawdę fajny dzień i nie mam sumienia sobie go psuć. Tak, bardzo fajny. Nawet fajny. Idealny.

Lalalalalalalalala. Śpiewało się miło, wszystko się miło.

Słowo NAWET nigdy już nie będzie takie samo.


Wydaje mi się, że zaczynam rozumieć samą siebie. Może to złudzenie, ale jednak. Powoli mi się rozjaśnia te ostatnie parę lat. 

Niby deszcz. Niby zimno. Niby jesień. I powinnam umierać z rozpaczy. Ale żadna część mnie nie umiera nawet w najmniejszym stopniu. Wszystkie chcą skakać do nieba i łapać czarne chmury, by wpuścić trochę słońca. Ale i bez tego się obędzie.

Niby szare. Niby poplątane. Niby niejasne. I na pozór jest beznadziejnie. Ale coraz to więcej rzeczy na siłę wpycha mi szczęście w łapy i każe mi korzystać. Nie wiem, czy to dobrze. Może na coś się zanosi?

Coś mnie nauczyło doszukiwania się podstępu w każdym braku-podstępu.

Jest łóżko, są poduszki, jest kołdra. Ciepło, przytulnie, miło. Ale nawet już nie tak wygodnie.

I tak, to "nawet" to był komplement. Wyjątkowy komplement.


niedziela, 3 listopada 2013

Noc.

Jestem zbyt zmęczona na strach.


"Umieram i mówię ci, że musisz jeść więcej bekonu. Musisz jeść bekon."

Wypijmy za wolność wyboru.

Czasem trzeba przeżyć.


Szkoda, że trudne sprawy nie mogą wyglądać tak. Czasem głupi wybór między "tak" i "nie" jest najdłuższym poszukiwaniem odpowiedzi, o której nie zadecyduje impuls. A na pewno nie powinien. Problemem nie zawsze jest odpowiedź, ale pytanie. I to ono odwraca życie do góry nogami. Szturcha natrętnie "gadaj, gadaj!". Kiedy ja nie chcę odpowiadać. Chcę ominąć jakiekolwiek dylematy i wrócić do życia. Bo właśnie tego mi trzeba, przeżyć.

A kiedy odpowiem pytaniem na pytanie? To co się stanie?

Jeszcze jak na złość nie mogę sobie znaleźć nigdzie miejsca. Wydaje mi się, jakby miały zaraz nadejść święta. A jeszcze długo sobie na nie poczekam. Może coś jest ze mną nie tak, ale czuję magię pośród całej tej komercji. Czuję potężną magię. Jestem naiwna.

Nadszedł taki moment w którym zamiast iść naprzód wolałabym utknąć w teraźniejszości. I sobie poszedł. Jestem zakłopotana, niezdecydowana, roztrzęsiona i potrzebuję nie wiem czego. Kakałko. To jest to.

Choć czy jestem niezdecydowana. Może ja po prostu chcę tego, co zawsze. Tylko w innej odmianie.


Nie oszukujmy się, jestem romantyczką. Potworem, ale romantyczką. Może i zatracam jakieśtam zasady moralności, czy coś w tym guście, ale nadal swojego nieuleczalnego romantyzmu bronić będę. Do ostatniej kropli krwi.

A teraz chciałabym znaleźć się w Paryżu. I zacząć wszystko od początku. Jeśli pozwolicie.



piątek, 1 listopada 2013

Chcieć.

Chcieć to nie zawsze znaczy móc. Bo marzenia by nie miały sensu.

Marzenia są kluczem do szczęścia, którego czasem nie da się otworzyć, co nie stoi nam na przeszkodzie, by marzyć. Marzyć warto. Marzyć dużo. O tych małych i o tych dużych rzeczach. O wiarygodnych i niemożliwych. Bo z marzeniami żyje się łatwiej. Marzenia tworzyć. Marzenia spełniać. Marząc stajemy się bogatsi. I szczęśliwsi.

Marzenia zagubione. Marzenia znalezione.

Kto tak naprawdę tego nie lubi?

30. Dostać bukiet kwiatów.
42. Iść z kimś na studniówkę.
65. Usłyszeć "kocham cię".

i tak dalej, i tak dalej.


Takie pozytywne.

Racja, stęskniłam się za poprzednią klasą. Całkowicie inni ludzie, inny klimat. Obecną uwielbiam i już teraz wiem, że tak samo będę za nimi tęskniła za 3 lata. Ciężko jest się żegnać. A ostatni dzień gimnazjum był całkowicie nie-pożegnalny. Wszyscy się rozeszli, poszli w różne strony. Żadnego płaczu, żadnego rozczulania. Hasta la vista, bejbe.


Secrets.

Jak wiele ludzie mają tajemnic? Znaczących tajemnic, które mogłyby zrujnować im życie wychodząc na światło dzienne. Jak bardzo trzeba ufać, żeby komuś powiedzieć? I jak trzeba być silnym, żeby z tym wszystkim samemu żyć? Chyba każdy się czegoś boi.

Dobrze mieć przyjaciół. Zabłysnęłam spostrzegawczością.


Boję się, że życie przeminie, jak te 16 lat. Że to do mnie będą przychodzić na grób i modlić się. Do moich zgniłych zwłok. Ohyda. 




Wiesz, że lubię mówić z Tobą, Romeo? : D