Przeklinam siebie tysiąc razy dziennie, w myślach, że nie mam pasji. A śpiewam od drugiej klasy podstawówki. Nie wiem o tym za wiele. Dlatego nie jestem godna nazywania tego pasją. Nie mam dobrej techniki. Barwy tym bardziej. Piszczę. Ale wewnątrz jestem najbardziej uczulona na krytykę dotyczącą właśnie mojego głosu. To taki czuły punkt, który rani chyba najbardziej. To rzecz, którą tylko ja mogę krytykować, żeby nie bolało. Każda negatywna wzmianka na ten temat rozbija mnie od środka, bo to ta resztka pojednania z samą sobą, to, co pozwala myśleć, że jednak mam coś w życiu dla samej siebie. I że na czymś może mi zależeć. Boli "cicho, nie śpiewaj.", "ała, moje uszy" wymówione nawet w żartach. To się ciągnie od prawie zawsze. Od dołączenia do zespołu zwanego Biedronkami. Tak to było. Śpiewaliśmy wszyscy razem na próbie piosenki na święto niepodległości. Przy jednej Pani Biernat zawołała mnie do siebie, postawiła naprzeciwko z trzydziestu dzieciaków pozbieranych z klas od 1 do 3 i kazała samej zaśpiewać. Pamiętam te drgawki ze stresu, niestabilny głos i motyle w brzuchu. To była pierwsza solówka. Deszcz jesienny. Potem było mnóstwo innych, ale co roku śpiewałam też tę piosenkę. I Lulajże Jezuniu na Jasełka. Choć marzyłam, by zaśpiewać Gdy Śliczna Panna. Nigdy się nie udało. Będąc w szóstej klasie od Biedronek dzieliło mnie już dużo. Wtedy pierwszy raz pozwolono zaśpiewać MOJĄ PIERWSZĄ PIOSENKĘ dziewczynie dwa lata młodszej. Było mi bardzo przykro. Niepotrzebnie, ale wtedy to było prawie wszystko, co miałam. Pani Biernat ucząc nas muzyki, może nie była najmilsza, nie cieszyła się wielką sympatią wśród uczniów, ale dla mnie była zawsze ulubiona. Bo dzięki niej zaczęłam coś robić. Bo znalazłam to coś, coś mojego. Bez tego byłabym setki kroków za sobą teraźniejszą. W gimnazjum na starcie rzuciłam się na "trudną" piosenkę, bo chciałam się rozwinąć, chciałam wiedzieć, że dam radę. Niby dałam, ale wiem, że to nie była najrozsądniejsza decyzja. Wiem, że nauczyłam się dużo, nie chodząc na prawie żadne lekcje śpiewu. Ale to zawsze będzie tylko mój głos. To zawsze będę tylko ja. A to zawsze będzie tylko śpiewanie, które mimo, że kocham, to nie wiem, czy tworzy ze mną miłość szczęśliwą.
Śpiewanie jest pięknym krzykiem duszonych uczuć. Dlatego to kocham.