Osobiście nie jestem za chodzeniem po domach i sępieniem cukierków. Nie w Polsce. Won z tym do Ameryki, bo za dużo już u nas się od nich wzięło. Ale czy to ogranicza moją wiarę? Czy jakoś na nią naskakuje? Czy wszystko co robię, jest jednoznaczne z tym, w co wierzę?
"Taki artykuł był. Ojciec dumny z 6letniego synka, bo nauczył się czytać, składa literki, rozumie ich sens i czyta Harrego Pottera. Tata obiecał mu, że za rok pojadą do Londynu, żeby zobaczyć dworzec Kings Cross. Dlaczego tak łatwo jest dzieciom pozwolić uwierzyć w magię, a tak trudno nauczyć ich wierzyć w Boga?" . Może dlatego, droga Pani katechetko, że to małe dzieci, u których kształtuje się wyobraźnia. Uczy się ich wierzyć w Boga także, ale jest to związane z mnóstwem obowiązków, których dzieci nie lubią. Ogranicza ich to. Ale to, że czyta Harrego Pottera nie oznacza, że będzie w to wierzył. W tą książkę się nie wierzy, z tą książką się marzy. Ona otwiera umysł małego stworzonka do olbrzymich granic możliwości. To jest piękne. To jest grzeszne. Powinni również zabronić wierzyć dzieciom w Świętego Mikołaja, czytać Czerwonego Kapturka, bo to wszystko nieprawdziwe historie. Harry Potter to bajka, jak każda inna. A czytając go nie znaczy, że wierzymy we wszystko, co jest tam napisane.
Zdenerwowało mnie to. Nikt nie lubi ograniczeń. Wierzę w Boga. I to jest też wiara w magię, cuda. Dla mnie najważniejsze jest to, w co wierzę. I że nie wierzę w inne bzdury, jak to całe Halloween. Ale pewnie idąc na lodowisko z tejże okazji będę znów o jeden grzech bliżej piekła. O grzech ciężki.
A pojutrze stanę nad grobami osób mi bliskich. Niektórych nie znam. I wtedy to nie będzie miało znaczenia, jakie mam grzechy. Stanę nad grobem babci i jak co roku powiem "Cześć babciu. Jak się masz? U mnie wszystko w porządku. Tęsknię za Tobą. Mam nadzieję, że masz się tam dobrze". Boję się cmentarzy, ale lubię ten pierwszolistopadowy klimat. Szare niebo, błoto, setki ludzi przeciskające się między płytami nagrobkowymi. I do cioci. Jak co roku.