środa, 6 listopada 2013

Miss.

Miss - opuścić, przeoczyć lub tęsknić. Chciałabym tak usunąć to słowo z mojego słownika. Niestety, ja missed/miss wiele rzeczy. W różnych znaczeniach. Ale tęsknię najczęściej. Nawet za rzeczami, których nie żałuję, że straciłam. Albo za rzeczami, których nie straciłam i prawdopodobnie nie stracę.

A więc tęsknię.

Za ogniskami klasowymi na nielegalu, nieumiejętnym rozpalaniu ogniska, znalezieniu nagrobka "T.K.".
Tamtymi wakacjami ze Stańko. Stopami, szafami, pięściami, poduszkami, Dear Johnem, pffyy, nosami, lodołamaczami, siedzeniem w bajce godzinami.

Za Paulą, bardzo, bardzo. Kiedy chodziłyśmy w pizdu i brechtałyśmy z wszystkiego. "Ej, nie umiem robić zdjęć" "Ej, nie umiem pozować". Za pełnym plecakiem słodyczy podczas podróży rowerowej. I to słynne motto "Nigdy nie słuchaj Pauli L."

Oj, za Miesiem. Bo nadal go lubię i brakuje mi, jak dzwonił o 3. Jest najfajniejszym braciszkiem nie-braciszkiem. Zmienił się, wiadomo. Ale mimo tego, że tą rodzinę się wybiera, to to fajna rodzina. I nie jestem Puszkiem ani Kuleczką. xd

Za wygłupami w gimbazie, kiedy jeszcze wolno nam było zachowywać się jak debile.
Gimbusy. Z Wami było ciekaaaawie, oj ciekawie.

Za Tobą to chyba najbardziej, bo rozwala mnie ta odległość. Uwielbiam wakacje, kiedy jesteś w Cieszynie i robimy rzeczy co najmniej dziwne. I jest dziwnie. I zawsze dostajemy głupawkę, szukamy drzwi, robimy siarę na całą ulicę. Ale Ty możesz. Wszystko możesz, wszystko wiesz.

Haha. I za nią czasami też się zdarza. Chociaż rzadko. To zabawne. Śmietana jednak się psuje. 
I mnie nie lubi. Szkoda?

Havana. Za Kaśką sprzed 10 lat, jak skakałyśmy po łóżkach, bawiłyśmy się lalkami bez głów i śpiewałyśmy piosenki Hannah Montana. Jedyna rodzina w moim wieku. To się ceni. Śmierć, kostnica, wypadek. Haha!

W ogóle za nimi. Od początku było mega. I te otrzęsiny i konkursy i wycieczki i wszystko.

I rowery. Tak, za rowerami. I minami Ady. 

Za sankami. Kiedy można się poczuć jak dziecko. Małe, przemoknięte, zmarznięte, marzące o gorącej czekoladzie i ciepłej kołdrze dziecko. Ale szczęśliwe.

Za oglądaniem... czegokolwiek, co nie jest Paranormal Activity. Za Harrym <3. I tak Ron jest rudy. 
A brzuszki po każdej części nic nie dały. 

I wtedy był fajny dzień. Wiało, ale było ślicznie. Cały ten wyjazd miał swój urok. Norwegia i te sprawy. Tęsknię za wszystkimi wyjazdami. Tam, do Londynu, do Niemiec, do Paryża. Wszędzie. Byleby daleko.

Nawet to się skończyło, po tych, łoł, kilku porządnych latach razem. I było super, odwalało nam. Luceniec i Zielona Szkoła. Taaak. Tęsknię.

Za ogarkę z Julkę.

Za tym towarzystwem, codziennie praktycznie. Za epic failami. Dobra, moimi zazwyczaj, nieważne.

Jeden z milszych dni, okresów. Sentymentalnie bardzo. Za tym, że tego nie ma.

No i za tym, co niedawno. 

Nadal czuję się jak malutkie dziecko. I co śmieszne, już tęsknię za teraźniejszością. Bo ma swój urok.

Czasem wolałabym mieć 3 lata, mieć wszystko w nosie (nawet koralik) i ścigać się z tatą po schodach na górę. Wszystko dookoła było takie duuuże, a problemy taaakie małe. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz