piątek, 13 grudnia 2013

Bo trzynastka.

Chwilowo (?) czuję się wypompowana z czegokolwiek. I nie wiem czy to efekt kończenia się semestru czy pogody. A dzisiaj jest trzynastego. Kto, jak kto, ale ja bym nie mogła tego pominąć. Mroźnego trzynastego. Roku też trzynastego. Jeszcze.

Nie było zwyczajnie. Ciężko powiedzieć, że było. Przeczytałam połowę książki, byłam w Bielsku na konkursie, dostałam przecudowną różyczkę i byłam na lodowisku, a aktualnie padam wykończona z nóg, ale nie chcę jeszcze kończyć tego dnia. Bo jest trzynastym w tym miesiącu. I piątek. 

Mam dobry humor. Będę jutro piec ciasteczka-nie sama. I sprzątać-również nie sama. 


"Przeżywam ten rok na nowo, wskrzeszając przeszłość i robiąc to, czuję zawsze dziwne połączenie smutku i radości. Są chwile, kiedy chciałbym cofnąć wskazówki zegara i wyzbyć się smutku, mam jednak wrażenie, że gdybym to uczynił, ulotniłaby się również cała radość. Przyjmuję więc wspomnienia z całym dobrodziejstwem inwentarza, dając im się porwać, gdy tylko mogę. Zdarza się to częściej, niż jestem skłonny przyznać."

Tak właśnie widzę moje życie. Odchodzę, powracam. Czuję, nie czuję. Wierzę, nie wierzę. Ale nauczyłam się nie żałować. Patrzę za siebie niejednokrotnie i widzę coś wspaniałego. Chociaż tego już dawno nie ma. I nie myślę o tym tak nałogowo i tak intensywnie. Nauczyłam się. Jestem swoim własnym pacjentem. Pierwszym pacjentem przy którym się poddaję. Ale zawsze są jeszcze kolejne szanse. 

Często mam do czegoś powód, który jest tylko we mnie. Nic się nie dzieje bez powodu. Nie w moim przypadku. A mój przypadek jest bardzo dziwny. 

I chyba się popłakałam ze szczęścia.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz