piątek, 3 stycznia 2014

wyROK.

Co się zmieniło w moim życiu, odkąd nastał nowy rok? To przygotujcie się na historię. Historyjkę właściwie. Bez żadnego morału, przekazu, tudzież większego sensu. Ale ona nadal jest i będzie częścią życia, które muszę chcę przeżyć.

Tamtej nocy z 31 na 1, z grudnia na styczeń, z wtorku na środę, z 2013 na 2014 równo o godzinie dwudziestej czwartej nie zmieniło się nic. A jednak zabolało. Pamiętam wystrzelone fajerwerki, ludzi rzucających się na siebie i składających sobie życzenia, a potem, potem stanęłam, popatrzyłam w gwiazdy, które idealnie było widać na niebie i niewinna łza poleciała mi z prawego oka. Jedna łza. Razem z tym wszystkim co zostawiłam po drugiej stronie. Wiedziałam, że coś mi odebrano. I muszę stać się samodzielna.

Są takie rzeczy, dla których trzeba żyć. Poza nimi wszystko jest obojętne. Może się walić, palić, ale jak mamy te drobne kryształki, nic nie jest w stanie nas rozbić. A dosłownie chwilę wcześniej to zgubiłam. I tym razem chyba na zawsze.

Wcześniej graliśmy, bawiliśmy się (ja grzecznie), a z Karolinką lekko nie ogarniałyśmy. Dawid mnie znalazł pod zlewem (nie pytajcie) i zostałam przyłapana na umiejscowieniu się blisko napoju odurzającego, ale to już nie pod zlewem. (Ty nikczemny człowieku! :D Robić zdjęcia z ukrycia niewinnym ludziom!)

Pomijając głupie pomysły, do których zaliczę przejażdżkę samochodem (w której oczywiście nie uczestniczyłam i nawet nie miałam pojęcia) ten Sylwester był udany, ale to i tak tylko część. Skromna część całej tej szalonej nocy. Bo przyjeżdżając o 18:30 do domu, w którym wszystko zrobiło na mnie niemałe wrażenie i zaczynając wieczór od oglądania Scooby Doo, nigdy bym nie pomyślała, że ten Sylwester będzie właśnie tak wyglądał. A jednak tak wyglądał. I może nie działo się nic niezwykłego, niektórzy powiedzą "co? tylko tyle?", bo bywali już na większych "projektach X" i ich to nie wzrusza, ale uwierzcie, że dla osoby z moimi doświadczeniami dotyczącymi imprez, było spektakularnie. Nie co dzień siedzi się w wannie z pięcioma innymi osobami, co nie?

No dobra, wybiła północ, szampan, którego nie piłam, łza, co dalej. Dostałam dwa smsy, których treści nie będę przytaczać lepiej. Ale uwierzcie, że oba mnie na swój sposób rozbawiły. I tyle.

Z Wiką wróciłyśmy do środka, by dotrzymać towarzystwa przerażonemu szczeniaczkowi. Dołączyła Paula z Patrykiem i tak chwilę leciało. Miłą chwilę. I zbiegli się wszyscy. I rozróba, ale to była naprawdę fajna zabawa. (A TEN DOM BYŁ WSPANIAŁY!)

Kiedy o pierwszej wróciłam do domu mama zastygła w szoku. Chwilę później jednak nie zdziwiło jej, że proszę o zawiezienie do Magdy. Taaak. Sylwester część druga czas zacząć.

I potem to się stało. Moje życie nabrało sensu, kiedy dowiedziałam się... dowiedziałam się, jak poprawnie zrobić kanapkę z ogórkiem. I ile kosztuje takie urządzenie co wsysa wszystko! I takie tam inne głupoty.

Lubię Was bardzo, mimo, że zgubiła mi się czapka i jest mi smutno. I cieszę się, że do Was wpadłam (głównie przez tę kanapkę z ogórkiem na kuchnia.tv). W sumie nie pamiętam, co robiliśmy przez te godziny. Rozmawialiśmy o rzeczach nieistotnych, graliśmy w butelkę, ale bez większej ekscytacji i zgadywaliśmy czarne historie, które były superczarne, jak murzyny.

Dzisiaj wróciłam z Krakowa, gdzie życie jest życiem, a teraz siedzę tu i opisuję, jak się to wszystko układa. Więc jak się układa? Dobrze! I chyba w końcu oddam co nie moje.

(ps: jutro sukienki,sukienki,sukienki i buty,buty,buty <3)

Jestem nadal młoda. Choć o rok starsza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz