piątek, 10 stycznia 2014

Kropla.

Każdy z nas potrzebuje miłości. Życie bez miłości jest do bani. Wiem, że któregoś ranka obudzę się obok kogoś, kto będzie mógł umyć zęby moją szczoteczką. Tak, to znaczy, że będę go naprawdę kochać. Ale na razie gówno o tym wszystkim wiem.

Czasami chcę sobie powiedzieć "dorośnij". Ale nie wiem, jak to zrobić, kiedy nawet nie opanowałam jeszcze bycia dzieckiem. Zawsze wiedziałam, że przeszłość jest faktem dokonanym i nad tym rozpaczałam, próbowałam ją jak najintensywniej przywrócić w myślach, by przez chwilę poczuć się, jakbym tam była. Ale też zawsze miałam przy sobie jakąś jej cząstkę, której za nic w świecie nie chciałam potrafiłam oddać. Ale, faktycznie, czasami chciałam. Jest tak, że im dłużej się coś przeciąga i próbuje i to nie dochodzi do skutku, to przestajemy sobie zdawać sprawę, że kiedyś musi się to skończyć. Tylko potem pytanie, jak długo będzie do nas dochodziło, że tego nie ma. Kiedy się zorientujemy, że (łał) to naprawdę koniec. Ale co ja będę dużo opowiadać, wszyscy to przeżywamy. Ostatnio doświadczam dziwnego odczucia, że mimo tej zamkniętej fabuły przeszłości, czegoś mi brakuje. I to cholernie. Doszłam aż dotąd. Do liceum. I teraz nagle zauważam, że przecież tam nie wrócę, do gimnazjum. Nigdy, przenigdy. Czas na zrobienie rzeczy w błogiej młodości się skraca, a ja idę do przodu. Ja pierdole, stop.

Właściwie to chcę na studia. Chcę poczuć tę wolność i w ogóle. Szlajać się do której chcę, z kim chce, nie musieć się nikomu z tego tłumaczyć i owszem, to jest piękne. Wyląduję w takim Krakowie, będę robić to, co mi się będzie podobać, ale nie wyzbędę się wrażenia, że przecież to też się skończy. A potem całe życie jest nudne. Łatwo popaść w rutynę. Może i nie chce mi się uczyć, może i nie chce mi się wstawać o tej 6, może i boję się fizyki, ale mam pojęcie, że będę za tym tęsknić. Bo dlaczego nie? Mam czas na utrzymywanie tylu znajomości, na wspólne przeżycia, kręcę się przeróżnych kręgach, towarzystwach, środowiskach, a z wiekiem to wszystko się ograniczy. Tutaj nie ma czasu na bycie samemu. Nie przez cały czas. A co ma powiedzieć człowiek bezrobotny, wypluty życiowo, leżący całymi dniami na kanapie i niemający żadnego kontaktu ze światem. Wiem, że nie pozwolę sobie tak skończyć. Bo sobie nie pozwolę. A teraz nawet bym nie mogła.

Na dźwięk słowa "zawsze" robi mi się niedobrze. Pozostawia ono taki niesmak na ustach. I trochę mnie przeraża. Czuję się wtedy taką odrobinką dzisiejszego świata i zaledwie okruszkiem całej historii. No, przez te 16 lat (jej, prawie 17) zdążyłam, tak naprawdę, sobie nic nie wypracować, by cokolwiek znaczyć dla świata. Ale właściwie, ile ludzi coś znaczy w tym wieku dla całego świata. Czasem warto po prostu być kimś dla nielicznych. "...Ty wiesz, że taki uśmiech masz tylko Ty, że taką radość masz tylko Ty i tylko Ty potrafisz być tak uparta.". No właśnie. Te dwa pierwsze nie bardzo wiem. Ale nie codziennie otrzymuję tak miłe i szczere słowa. Ale to dobrze, bo uleciałabym za wysoko. Tak, to tylko trochę wzbijam się w niebo. Dla takich miłych słów warto żyć. Przez takie słowa nie warto umierać.

Jakbym miała sobie przypomnieć słowa, które kiedyś mnie podniosły, to nie pamiętam. I bardzo żałuję, bo mimo to, wiem, że wpłynęły na kształtowanie całego mojego światka. Z drugiej strony, nie pamiętam też tych, które mnie bardzo zraniły i nie wiem, czy jest to efekt mojej "niezawodnej" pamięci, czy też na tyle małe rany zostawiły, że nie są tak istotne.

Gdy coś spekulujemy, stawiamy zwykłe hipotezy, to szansa, że to się zdarzy, jest 1 na 1000000000. Tylko, jeśli zakładamy coś złego, to częściej może wypaść ta jedna milionowa, niż w przypadku tego, co byśmy chcieli. To jest bolesne. Tylko tym razem mogłoby się nie zdarzyć.

Mam taką osobę (choć właściwie nie jedną), której mi brakuje. Bo nie mogę jej powiedzieć tego, co kiedyś mówiłam. Zachowywać się przy niej tak, jak dawniej. A nawet nie wiem, czy mi wypada w ogóle za nią tęsknić. Chyba straciłam jakiekolwiek prawa do żywienia jakichkolwiek uczuć do tej osoby. Ale w sumie sama sobie je odebrałam. Bo ja tak robię. Bo nie mogę dać innym tego, co wiem, że ode mnie by oczekiwali. Czasem mam po prostu za mało tego w sobie. I to chyba z powodu tego, że boję się mieć za dużo. Tylko kto tam by się ze mną cackał. Nikt tego nie robi, bo wszystko szybko, szybko, a sarenka się płoszy. Powiedziałam o sobie "sarenka". Jakie to urocze. Uwielbiam spontaniczność, ale od gwałtowności różni się ona tym, że jest lekka i nie obciąża.

"A drop in the ocean,
A change in the weather,
I was praying that you and me might end up together.
It's like wishing for rain as I stand in the desert."




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz