sobota, 28 czerwca 2014

Zima.

Jest mi trochę zimno. Przez poranny chłód, przez nieustające zmęczenie, przez ludzi. Oni nie zawsze potrafią dać ciepło. Nie zawsze potrafią powstrzymać od zamrożenia. Krew wolno krąży. I się umiera. Zaczęło się pół-cudownie. Odbiłam się w ostatniej chwili od dna. Ale żyję w strachu. Skąd mogę wiedzieć, czy jutro nie będzie jeszcze gorzej. Czy dno się nie pogłębi. A czasami tak ma, a ja się tam chowam i łzy lecą strumieniami. Wodospadami. Ja to nazywam dnem ostatecznym. Okresowe zjawisko. Nie ma przecież takich rzeczy, które by nie miały końca. A potem jest już silniej, stabilniej, mocniej. Łatwiej jest powrócić do pionu i stawiać kolejne kroki. Tylko jak to się robiło.

Zimne ranki w ciepłe dni są złudzeniem. Często są przepełnione chłodem nocnych przemyśleń. One wciąż są w głowie, nie uciekają w ciemnościach. Nie ma smutku. Jest cierpkość. Ostatnio bywa zimno. Sama jestem dla siebie nieprzyjemna, bo tylko ja oceniam siebie tak ostro. Może za ostro. Nigdy nie potrafię zrozumieć, że ludzie mnie akceptują. Dochodzę do tego momentu, gdzie nie jestem mile widziana nawet dla siebie samej. Zbyt mało pewności siebie. A to przecież "aż" ja. Zastanawiam się, czy sama sobie jej nie wmawiam, tej pewności. Nic bardziej mylnego niż twierdzić, że nieśmiałość się u mnie nie przejawia. Ona wciąż tam siedzi, grzmi. Dobrze, że ludzie mają teraz sporo czasu, by ode mnie odpocząć. A ja mam dużo czasu, by znów próbować. Chyba nigdy nie wyjdę z tego koła. Kto by pomyślał, że będę swoim nemezis. Zaraz się pozabijam. A może innym dam tę satysfakcję. Ja chyba nie idę w dobrym kierunku. Czuję się gorsza, aniżeli lepsza. Tak nie powinno być. Cały czas dążę. Może w tym tkwi największy problem.

Wiele rzeczy przekreślam na początku końca. Przecież nie wszystko kończące się musi mieć swój koniec. Prawda? Szukam potwierdzenia. Sama nie jestem pewna. Wielu rzeczy nie jestem pewna. Właściwie tylko tych złych.

Zaczęło się to wszystko niby z "powerem". Niby dzisiaj było radośnie. Była energia, były śmiechy, chichy. Ale co z tego. (ty debilu, jak możesz mówić "co z tego") Nie czuję się dobrze, bo skoro zło jest brakiem dobra, to dobro jest brakiem zła. A zło jest. Jest źle. Więc jak może być też dobrze?

Kryzys. Kryzys bardzo. I strach.

Uśmiechy się zdarzają.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz