Od dłuższego czasu mam ochotę wiedzieć wszystko. Tym sposobem nie wiem nic. Bardzo często dopada mnie mania myślenia "muszę być w czymś najlepsza". A następnie jest pytanie: w czym? Zastanawiam się, czy mam w sobie na tyle oddania, żeby poświęcić się jednej rzeczy. Czy jest coś w stanie tak mnie zainteresować, żeby tylko w to się wgłębiać? I wtedy sobie odpowiadam. Było coś takiego. Biologia.
Ten okres wahania być-albo-nie-być-lekarzem jest chyba najlepszym momentem, by zacząć dowiadywać się o chorobach, operacjach, szczegółowych zagadnieniach z dziedzin anatomii. Albo się wkręcę, albo wykręcę. Choć póki nie zobaczę, to nie uwierzę, że jednak nie jestem humanistką.
Błąkam się ostatnio i błąkam. Niby jest normalnie, ale mam wrażenie, że czegoś istotnego mi brakuje. Czegoś.
Mijam często na ulicy ludzi, z którymi wiążę jakieś wspomnienia. A teraz pozostaje zwykłe "cześć", jako oznaka tego, że się jeszcze pamiętamy. To nie to, że się przestaliśmy lubić. To raczej ironia życia, które nie pozwala nam pozostawać na dłużej z tymi samymi ludźmi. A przynajmniej nie za każdym razem.
I jak tu nie być dumnym z najukochańszego chrześniaka na świecie. Ale to pierwsze pytanie po urodzeniu: "Czy aby nie jest rudy?". I nie jest. Już 10,5 miesiąca. Najsłodszy słodziak nad słodziakami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz