Yesterday's a dream
I face the morning
Crying on a breeze
The pain is calling
Chciałabym uderzyć w jeden, wielki worek treningowy, położyć się na podłodze i rozpłakać bez powodu. Czuję tę suszę.
Nie pamiętamy swojego pierwszego wziętego oddechu, pierwszego kroku, pierwszego słowa. A ważna jest pierwsza miłość, pocałunek, chłopak. Pierwszy dzień w szkole, pierwszy przyjaciel. Pierwszy samochód, dom. Lubimy "pierwsze razy". Porównujemy z nimi kolejne, czujemy się doświadczeni. Odkrywamy coś i siebie. Dostrzegamy tajemnice. Płoniemy w poznaniu, a potem czas zamienia to w rutynę. I tak za pierwszym następny, za następnym kolejny i nie znamy umiaru. Podczas gdy pierwszy raz jest jeden, to ostatnich może być tysiące. I powracamy. Sentymentalny syf.
Zdarza się, że udaję mądralę. A gdzieś w głębi chciałabym być dla kogoś ósmym cudem świata. No ale bez przesady. Nie czuję się nawet w jednej tysięcznej idealna.
Tracę przytomność myśli.
Aktualnie wybrakowana. Ale jeszcze się trzymam.
Płoniesz w Poznaniu. |'D
OdpowiedzUsuńP.S
Czuję się urażona zdjęciem. >:C
bo mi się nie wgrały na picassę wszystkie ;_; a nie chciało mi się bawić z niedziałającymi folderami -,-
Usuń