Śnieg przestał sypać. Może wróci. Sama nie wiem. Tyle ludzi
odeszło. Może też wrócą. Oby nie dopiero z pierwszym śniegiem. Nie wiem, czy
lepiej późno czy wcale. Jestem na jakimś pustkowiu. Dojrzewam powoli do
stabilizacji i właśnie teraz wszystko ucieka i zostaje mi jałowe podłoże. I co
mam tu zbudować. Myślałam, że to miłość najbardziej boli, ale jej brak jest
równie rujnujący. Machają mi na pożegnanie ręce. I to nie tak, że mi jakoś
strasznie zależy. Ale nie jest tak, że mi nie zależy. I w tym tkwi ten sens.
Wiele razy na coś narzekam, ale bez tego bym nie wytrzymała. Łzy. Słone krople
wody. One teraz nie mają żadnego sensu. Nie widzę sensu w czymkolwiek. Przecież
nie mogę być smutna, bo mi się krzywda nie dzieje. Nie mam prawa ronić łez.
Pustka nie zasługuje na łzy. Tak, to jest ta szczęśliwa Ania. Ania jest
szczęśliwa, tylko bardzo jej czegoś brakuje. Sensu.
Naprawdę wolę narzekać, głowić się i cierpieć. Wolę mieć
miliony problemów niż ich nie mieć. Wolę spadać w przepaść, krzyczeć, beczeć, biec,
uciec niż być biernym uczestnikiem życia. Mam wrażenie, że się zatrzymałam i
tylko obserwuję. Jakie to, cholera, beznadziejne. Jakie to, cholera, niszczące.
Może jestem takim typem człowieka. Może nie umiem żyć w spokoju i odpoczynku.
Potrzebuję wariatów.
Potrzebuję wariatów.
Bierny uczestnik życia. Jak to w ogóle żałośnie brzmi. I że co niby teraz mam robić? Weź numerek i czekaj na swoją kolej? Ten pociąg na który czekam może mnie tylko rozjechać. Maruda marud nad marudami.
A ja chciałam być tylko małym bezbronnym kotkiem. Ale nie mogę mieć wszystkiego. Kotki mogą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz